,że postaci nie są typizowane. Nie ma etykietek, nie wydaje nam się, że kolejny raz oglądamy film o
tych samych osobach. Nikt nie dostaje łatki "dobra matka", "zły ojciec", "wyrodna córka". W
"Sierpniu" nikt nie jest ani pozytywną ani negatywną postacią. Za to każdy jest REALNĄ postacią,
której nie da się tak naprawdę sklasyfikować. Kimś, kogo moglibyśmy mieć w swojej rodzinie,
wśród znajomych. Świetnie napisany scenariusz, chylę czoła
A ja miałam odwrotne wrażenie. To że postaci nie są boleśnie jednowymiarowe, wcale nie znaczy że nie są typowe. Konstrukcja bohaterów i fabuła wydają mi się nieznośnie sztampowe. Takie wrażenie- już to widziałam, znam, wiem, kto co zrobi, jak się zachowa, sprawiło iż film mnie nie tylko nie urzekł, ale wręcz zmęczył.
manieryczność aktorska Streep nieznośna, momentami zupełnie niepotrzebne przerysowanie postaci - kobieta była na tabletkach, nie na kokainie, Robers jak dramatyczna maska grecka - nudna i przewidywalna, role drugoplanowe super! doklejona hollywoodzka końcówka wielki minus, rola Indianki zdegradowana do roli wuja Toma - karygodne! całość męcząca formą, a w treści ocierające się o operę mydlaną (wątek kazirodczy) to nie był dobry film
"kobieta była na tabletkach, nie na kokainie"
bardzo trafne spostrzeżenie. Też uważam, że jej postac była przerysowana, co nie zmienia jednak faktu, że Streep zagrała rewelacyjnie.
Roberts zagrała zaskakująco dobrze, ale nie uważam, żeby to była oscarowa rola. Natomiast bardzo mnie drażniła Juliette Lewis, którą zawsze uwielbiałam. Nie popisała się aktorsko w tym filmie, powiedziałabym wręcz, że zagrała źle.
Dla mnie film bardzo dobry i myślę, że większość z nas może w nim odnaleźć chociażby cząstkę swojej rodzinki.