PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=600590}

Sierpień w hrabstwie Osage

August: Osage County
2013
7,3 101 tys. ocen
7,3 10 1 101193
6,8 44 krytyków
Sierpień w hrabstwie Osage
powrót do forum filmu Sierpień w hrabstwie Osage

Nowy szef festiwalu totalnie zjechał film:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/5008-skwar.html

I w tym momencie uświadomiłem sobie, czemu powstało pojęcie "krytyk filmowy" - z recką Oleszczyka mam tradycyjny
problem pt. "Pan chyba wyszedł z seansu tuż po reklamach". "Jesień..." jest znakomita, genialnie zagrana i korzystająca
ze świetnych dialogów oryginału, czyli sztuki teatralnej. Pisanie, że Streep miała tu za dużo miejsca i została "puszczona
samopas" to, delikatnie mówiąc, pomyłka. Za to trafny tytuł rubryki - "Skwar", oj musiało p. Oleszczykowi zdrowo
przygrzać. Z wkurzenia sam skrobnąłem notkę o filmie: http://bold-fashioned.blogspot.com/2014/01/sierpien-w-
hrabstwie-osage.html

Tuxedo_AM

Totalnie zjechał, to przesada ;)

W piątek wieczorem dowiemy się, co stary szef (Chaciński) powie ;)

ocenił(a) film na 6
Tuxedo_AM

A ja myślę, że facet ma dużo racji. Przez nagromadzenie tak wielu problemów w tak małej rodzinie, miejscu i czasie film staje się trochę parodią a już na pewno jest bardzo trudno strawny. Lubię problematyczne kino psychologiczne, ale tutaj coś nie zagrało. Doceniam grę aktorską wszystkich właściwie postaci, ale filmowi mówię NIE.

Tuxedo_AM

Cóż, nie on jeden. Generalnie film pozbierał dość mieszanie recki od wszystkich (65% na rottentomatoes, 58 na Metacritic), także niema się co specjalnie czepiać pana Oleszczyka.
Zresztą osobiście się zgadzam. Ten film chyba nie miał reżysera. Są sceny, w których można szarżować, ale jak się to robi bez przerwy, to zaczyna to irytować.

Tuxedo_AM

A ja w dużej mierze zgadzam się z recenzją. Uważam, że jej autor był i tak wyjątkowo powściągliwy, bo temu filmowi można bardzo wiele zarzucić i to bez silenia się na złośliwości.
Wells i Letts zamiast czerpać inspirację z Kazana i Williamsa i ich doskonałych dramatów o teatralnym rodowodzie poszli w kierunku efektownego kina rozrywkowego dla klasy średniej - miało być dramatycznie a jest odrobinę tandetnie.
Film to dosłownie popis gry aktorskiej - Streep i Roberts zdają się rywalizować nie tylko jako powierzone im do odegrania postaci ale przede wszystkim jako aktorki - walczą o uznanie widzów i blask na ekranie. Streep faktycznie sprawia wrażenie zachłannej, manierycznej - Violet jest chwilami wręcz rubaszna i pocieszna a sądzę, że nie był to efekt zamierzony... Cooper, Martindale i Lewis są zdecydowanie bardziej powściągliwi w aktorskich popisach przez co udało im się wykreować postaci w sposób wielowymiarowy, bardzo precyzyjny dzięki temu są na ekranie autentyczni i uwodzą swoją przemyślaną grą.
Sam scenariusz obfituje w serię dramatów i dramacików o zabarwieniu społecznym - efekt mizerny, bo żaden z problemów nie jest pokazany w sposób dojrzały i dogłębny. Częstotliwość objawienia się kolejnych nieszczęść sprawia, że film przybiera wymiar taniego melodramatu - telenoweli - wszystko tętni emocjami ale niczego nie da się dotknąć, nie ma się nad czym pochylić. O ile pierwszą część filmu ogląda się z niekrytą satysfakcją, bo przedstawiona zostaje plejada osobliwości tak zapoznawanie się z ich demonami jest już nudne, bo bije od tego efekciarstwo - kazirodczy związek, niewierny mąż, babcia lekomanka, dziadek pijak i samobójca, uzależniona od zioła córka/ wnuczka, partner o skłonnościach pedofilskich, niechciany syn, uprzedzenia rasowe, samotność, zgorzkniała matka zgorzkniałych, niespełnionych córek plus brak satysfakcji z życia wszystkich członków rodziny... Tych dramacików po prostu jest za dużo przez co film jest zwyczajnie karykaturalny szczególnie przez to, że są one bardzo niedbale nakreślone.
Autorzy filmu zmarnowali potencjał jaki tkwi w relacjach najbliższych sobie osób i po jaki sięgano już z powodzeniem w starożytności np. Sofokles - "Antygona", "Król Edyp" - zamiast pochylić się nad postaciami, wpisać w nie więcej człowieczeństwa dbali o to by wywołać u widzów efekt osłupienia... Do mnie to nie przemawiania acz przyznaje, że niektóre dialogi są świetne, a ironia wypływająca z ciętych ripost przednia.

ocenił(a) film na 5
madz20

Streep "pożera" innych aktorów, bo oni nie umieją jej "odeprzeć", nie są dla niej partnerami, nie maja tyle siły aktorskiej i przebicia, i potem to tak wygląda. Julia Roberts próbuje to robić w scenie z rakami "żryj te raki", ale i tak w całym filmie Streep przebija i ją i wszystkich i wygląda to być może trochę nierówno, ale to nie wina Meryl Streep jak grają inni.

jude_4

To totalnie jej wina. Po pierwsze, przesadza w scenach, w których jest to kompletnie nie potrzebne. W efekcie w innych scenach, gdzie takie wybuchy dałyby piorunujący efekt, jej gra już tak nie oddziałuje. Jeśli aktor gra bez przerwy na najwyższych obrotach, to przestajemy zauważać te istotne momenty. Kiedy jest powściągliwy i nagle wybucha, to robi wrażenie. Po drugie, aktor powinien dostosować się do pozostałych. Inaczej psuje film.
Na youtubie jest gdzieś krótka wypowiedź De Niro o tym, jak aktor powinien "nie robić nic".

jude_4

Pytanie tylko, czy Streep powinna tak nachalnie władać filmem? Czy to jest smaczne? Gdzie był reżyser? Czy on nie miał żadnej wizji? Streep nie musi udowadniać, że rządzi niepodzielnie amerykańskim kinem komercyjnym - widzowie, krytycy, koledzy z branży to wiedzą. Można budować wielką kreację bez szkody dla reszty obsady i filmu jako spójnego obrazu - w końcu to nie monodram, przesadny egocentryzm ujmuje "Sierpniowi w hrabstwie Osage".

madz20

Dokładnie. Jakby nie było nikogo na planie, kto odważyłby się wtrącić do czegokolwiek, co robiła Streep. Dobry reżyser powinien prowadzić aktorów, a nie stać z boku i oglądać, co z tego będzie. Wszyscy doskonale znam kunszt Meryl Streep i jedna nominacja w jedną czy drugą stronę absolutnie nic tu nie zmieni. Czasem lepiej przystopować dla dobra filmu, niż gonić za podziwem jego kosztem.

madz20

serio myślisz że ten reżyser jest stanie utemperować Meryl Streep???

julcia2805

Myślę, że każdy swoją pracę musi traktować serio, jeśli Wellsowi brakuje charyzmy i siły by radzić sobie z osobowościami wielkich gwiazd kina to albo musi zmienić zawód albo porzucić ambitny plan pracy z najlepszymi. Film jest wypadkową wielu czynników a reżysera głowa w tym by zachować właściwe proporcje - facet się nie spisał i tyle.

ocenił(a) film na 10
madz20

Tu już wchodzicie w psychikę reżysera - nie wiemy, czy nie planował takiego efektu. I czy "wladajacaca filmem" Streep nie włada nim przypadkiem na tej samej zasadzie, na jakiej grana przez nią postać ma władze nad rodzina.

Tuxedo_AM

Wszystko można nazwać zabiegiem intencjonalnym ale co z tego? Widzowie oceniają jak rzeczony zamysł sprawdza się na ekranie. Ciężko uwierzyć, że w zamyśle Wellsa leżało zrobienie niespójnego, nierównego i powierzchownego filmu. Facet sprawdził się jako producent, ale jako reżyser ma minimalne doświadczenie - prawdopodobnie to go zgubiło. Od strony formalnej - marketingowej wszystko wygląda wspaniale - świetne nazwiska, dobra reklama, nośny temat ale ten film pozbawiony jest osobistego tonu jego autora co pozbawia dzieło ducha.

Tuxedo_AM

ws. roli Streep mam podobne odczucia co Oleszczyk.
i w próżnię rzucam pytanie - gdzie był reżyser? pozwolił wielkiej aktorce utracić instynkt. a może był tak dumny i uradowany, że ma ją w obsadzie (tym bardziej że to jego drugi film, jak donosi Filmweb), że rzeczywiście - pozwolił jej na wszystko? tyle że tu "wszystko" oznacza dużo za dużo. na tle reszty Streep (którą uwielbiam, tak na marginesie) wypadła groteskowo. to wybroniłoby się w lżejszym gatunku. tutaj się nie broni. nigdy nie sądziłem, że to napiszę, ale tak jak zazwyczaj czekam na sceny z Meryl (niejednokrotnie ratuje takie-sobie filmy), tak tutaj w większości chciałem, żeby się już skończyły.

PS Streep słusznie zauważyła, że "skradła" Emmie Thompson nominację do Oscara.