Zgodzę się, że w tym filmie Meryl pokazuje swoje wielkie zdolności aktorskie, ale po dłuższej chwili ciągłe kłótnie i wzajemne dogryzanie między Violet, a Barbarą stało się męczące przynajmniej dla mnie.
wyobrażasz sobie wychowywać się w takim domu, gdzie ciągle wybuchają kłótnie, z każdej strony słyszysz docinki, musisz patrzeć aa uzależnionych rodziców zupełnie nieradzących sobie ze swoją przeszłością? moim zdaniem o to właśnie chodziło, to wszystko męczyło, dobijało, chciałam, by się skończyło, by choć coś drobnego było dobrze, ale nic takiego się nie stało. to jest tragedia tej i wielu rodzin.. moim zdaniem Twoje odczucia pokazują jak dobrze został przedstawiony temat 'połamanych' ludzi.
Taa. Rozumiem ideę, ale film był zwyczajnie... nudny. Gdyby nie grały w nim aktorki przez duże A, byłby beznadziejny.
Z takiego domu wariatów, każdy chciałby jak najszybciej uciec. Niestety w czasie oglądania też.
aktorstwo pirszaklasa, ale natężenie patologii jest nużące i po prostu niewiarygodne, jedyna postać którą nie chciało się potraktowac z plaskacza na otrzeźwienie to "duży" Charles grany przez Chrisa Coopera, cała reszta połamańców emocjonalnych przestała mnie obchodzić na długo przed końcem, słowem "wiele hałasu o nic"