jak chyba w 99% przypadków, kiedy reżyser bierze się za kontynuację. Nie trzyma tak w napięciu,
nie straszy tak, jak poprzednia część. Jednak jakiś tam klimat zachował. A na tle wszelkiego
rodzaju innych, produkowanych teraz gówienek, które śmią tagować, jako horror, to przyznam, że
ten film wypada nieźle. Szału nie ma, ale nudny też nie był.
Nieźle? Zachował klimat? Mogła bym się kłócić, w jedynce była piękna myśl przewodnia filmu, w tej części chodzi jedynie by "dobro" pokonało "zło" i żeby wszystko było "sweet". IQ postaci jest bliskie zeru, a w filmie nie ma ani jednej strasznej sceny. Uwielbiam grę, Silent Hill 3 - chyba dlatego tak strasznie uderzył mnie ten film, okaleczyli świetną, straszną historię.
Film apokalipsa 3D to była kompletna porażka, klimat filmu i niektóre sceny bardzo dobre. Niestety fabuła i wartości jakie próbuje przekazać pozostawiam do przemyślenia innym bo moja ocena byłaby za bardzo krytyczna ^^
Po tak znakomitej pierwszej części jestem ogromnie rozczarowany kontynuacją. Do teraz nie mogę uwierzyć, że można było to tak spieprzyć. Nie mogę się otrząsnąć, ide do lekarza może coś przepisze ;)
Tego filmu nie dało się nie spieprzyć, Jedynka zniszczyła cały urok świata Silent Hill, a dwójka tylko dobiła tę markę.
Może uściślijmy jedną rzecz Misio. Nie oceniałem pierwszej ani drugiej cześci filmu z perspektywy gry, bo coś czuję w kościach, że w ten sposób oceniłeś Ty - choć mogę się mylić. Dla mnie są to dwie odrębne produkcje i tak też je oceniłem. Gierka wręcz epicka, a co do pierwszej części filmu to moim zdaniem jest to najlepsza i najbardziej oddająca klimat (oczywiście na miarę możliwości produkcji filmowych) ekranizacja gry.
Jeśli chodzi o drugą część filmu, hmm... powiem tak - z każdą kolejną minutą miałem coraz większą ochotę wyłączyć, ale z kompletnym znudzeniem i przymykającym się jednym okiem dotrwałem do końca tej "drogi krzyżowej".
Ale oba te filmy noszą nazwę SILENT HILL, nie można ich oceniać w oderwaniu od bazy, a tą są gry,
A teraz dlaczego ten film nie miał prawa się udać. Pierwszy film tak mocno zaingerował w historię i tak mocno ją zmienił, że nie dało się tej historii kontynuować jednocześnie chcąc nawiązać do kolejnej gry. Te historie po prostu do siebie nie pasują. Efektem tego jest bełkot lejący się z ekranu i absurdalne łączenie ze sobą wątków (Alessa w końcu została spalona dlatego, że była bękartem, czy dlatego, że chcieli narodzin swojego bóstwa?, w Silent Hill siedzieli chrześcijańscy puryści, czy sekta Valtiela itd). To właśnie żałosna próba naprawienia całej historii Alessy sprawia, że ten film jest po prostu słaby.
A jednak miałem rację,że Twoja ocena wynika z porównania gry z filmem. No cóż, Twoje podejście mnie nie dziwi ze względu na to, że nie jesteś pierwszym fanem gry który wymaga od ekranizacji lustrzanego odbicia jota w jotę. W taki sam sposób w większości do tamatu podchodzą czytelnicy książek, którzy doczekali się ekranizacji i jojczą, że reżyser pozmieniał fabułę lub dodał nowe wątki. Pamiętejmy jednak, że te produkcje są na motywach (powieści, gry) więc o co ten cały raban pytam? Szanuję Twoje zdanie w temacie bo sam jestem fanem SH, ale do filmu podszedłem tak jak wcześniej wspomniałem z dystansem i oceniłem bez szukania na siłę wątków, które nie zgadzały się z grą. Zdania nie zmienię i dalej twierdzę, że pierwsza część filmu jest świetnie zrealizowana pod każdym wzglądem, a druga to padlina.
Pozdro Misio :)
Zupełnie przeciwnie. To czego ja oczekuję od jakiejkolwiek adaptacji to pozostawienie samego jądra opowieści, a nie kopiowania. O co w tym chodzi? Gans i Avary pomyśleli sobie: weźmy bohaterów, miejsce po czym stwórzmy zupełnie nową opowieść w innym świecie - to zła droga. Dobra droga to: weźmy świat, a potem stwórzmy w tym świecie nową opowieść. Przecież istotą Silent Hill nie jest Alessa, a samo Silent HIll w którym nierealny świat staje się rzeczywistością. Oczywiście to wszystko "budzi się do życia" poprzez cierpienie małej Gillespie - to jej koszmar po raz pierwszy staje się rzeczywisty, ale to dlaczego staje się rzeczywisty istniało już wcześniej. I teraz jeśli idziesz do kina, lub też oglądasz film w inny sposób to w momencie w którym widzisz miasto zamknięte w innym wymiarze (?!?), w którym główna bohaterka ściga i morduje ludzi (?!?) to zadajesz sobie pytanie dlaczego to się nazywa SILENT HILL?
Gdy Kurosawa adaptował "Makbeta", to opowiedział tę historię w realiach średniowiecznej Japonii, ale jądro historii pozostało to samo, Tak samo kiedy ktoś (musiałbym sprawdzić kto), nakręcił remake kultowego serialu "The Prisoner" to pozmieniał w nim praktycznie wszystko, ale jądro pozostało to samo. Każda opowieść o Batmanie jest inna, ale wszystkie opowiadają historię człowieka, któremu przestępcy zabili rodzinę, więc teraz wymierza sprawiedliwość na własną rękę - nikt nie stworzy na poważnie historii człowieka nietoperza, w której główny bohater będzie seryjnym mordercą lubiącym przebierać się w lateksowe ciuszki, a tym są właśnie filmy "Silent Hill" - z tym, że zamiast "gacka" mamy dziewczynkę, która dawno nie myła włosów.
Gdybym miał oceniać 1 część w oderwaniu od gry, to powiedziałbym, że to dobrze zrealizowany film (nie jestem zwolennikiem czynienia z komputerowych efektów głównych zalet filmu), ze zgrabną historią i dużymi nieścisłościami w scenariuszu, które tą historię psują oraz końcową masakrą która jest zupełnie niepotrzebna. 2 to czysty chaos, gdzie absurd goni absurd za to w 3d. Ale wtedy lepiej gdyby się po prostu nazywał "Centralia".
Pierwsza część też ani trochę nie była straszna, aczkolwiek klimat miała. :)
Drugą miałem zamiar obejrzeć, ale cały czas odkładam "na jutro". Nie wiem, czy chcę to oglądać, skoro jest bardzo słaba...