W kategorii sadystycznej debilozy kolejne dno zostało przebite, zapewne nie ostatnie, bo przecież zawsze może być jeszcze więcej sadyzmu i jeszcze więcej debilozy. Ale przyznaję, że obśmiałem się zdrowo. Jakby nie niektóre niesmaczne fragmenty jawnie sadystyczne, ewidentnie skrojone pod namiętności widza psychicznie zaburzonego, to byłaby to niezła bardzo czarna komedia. Ale ponieważ nie o to chodziło, wyszedł kawał delikatnie szokującego stolca. No i ten finał! Fiński Mad Max okazał się na koniec miętki... jak stolec. Czyli wszystko się zgadza - miała być kupa i jest.