po hurra optymizmie (az dziwne na filmwebie) obejrzalem film...i musze powiedziec ze nie jestem zawiedziony, bo tak naprawde niczego po tym filmie nie oczekiwalem i jak sie okazalo nic w nim nie bylo...kolejny film z cyklu, dobry maz i ojciec, popelnia przestepstwo, w tym przypadku zabija wlamywacza i trafia do wiezienia, a tam...musi przetrwac ;] i sie zaczyna. to jest z bractwem, to sam, to otrzymuje zlote rady od Kilmera, zostawia go kobieta, powraca...wtf??? gdyby jeszcze ten film mial jakikolwiek klimat, ale kto mial o to zadbac? Harold Perrineau? co to bylo? gra aktorska i dialogi to jakies nieporozumienie, bezsensowne bojki bez zadnego motywu, tylko po to zeby pokazac widzowi ze wiezniowie to ostre chlopaki, a wiezienie to walka o przetrwanie (dziwne prawda? zaostrzony rygor i kazdy pewnie za zabojstwo jak nie za wielokrotne, nikt by sie nie domyslil ze to walka ze soba i z innymi).
i tak bym to widzial :]