Gdy Bergman męczył swoimi wierceniami w psychice człowieka, to mimo narzekań Kałużyńskiego i Raczka, że on w gruncie rzeczy niczego nie odkrywa, ja siedziałem skamieniały do końca przy ekranie. Tu widzę wysokiej klasy warsztat, drobiazgowe pokazywanie codzienności i ludzi mocno siedzących w tym świecie (świetnie reżyserowanych), ale co z tego, skoro to jest nudne. Bergman operował nawet w mniejszych światach, np.na wysepce na Bałtyku pokazał napięcia między dwiema osobami ("Persona"), ale to przykuwało uwagę. Tu "ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra", ani to kryminał, ani film psychologiczny - może bardziej to drugie - ale nic ciekawego reżyser tu nie pokazuje. Czy to naśladowanie kina europejskiego? To więc już kolejny film tego rodzaju, który Amerykanom nie wychodzi. Nie oceniam, bo co u mnie rzadko spotykane, nie dooglądałem do końca czegoś, co nie jest kinem klasy B, stoi na wyższej półce dzięki aktorom i reżyserii, ale mimo to nie jest ciekawe.