A ja myślę, że taki reżyser jak Sorrentino wybrał ten tytuł nie bez powodu, tylko jeszcze nie wpadłem czemu ;-)
uwaga spoiler!
Niezbyt dokładnie oglądałam film, więc mogę coś mylić, ale powód jest moim zdaniem taki, że gdyby dziewczyna nie miała wypadku, spotkałaby się z tym facetem i pojechaliby w góry, tak jak planowali. On się zawiódł, długo na nią czekał, w końcu zdecydował pojechać do tego mafioza, a jak to się skończyło, wiadomo. Oto skutki miłości. Szczerze mówiąc, oglądając końcówkę oniemiałam.
Podzielam opinię. Muszę jednak przyznać, że przez pierwsze 80 min., rzeczywiście zastanawiałam się, dlaczego ten film ma właśnie taki tytuł ;)
Pozwolę sobie dodać dodatkowo, że ona nie miałaby wypadku, gdyby wcześniej nie otrzymała prezentu "z miłości". Ale chyba w tym filmie o wiele różnych aspektów miłości i jej braku chodziło. Pada w pewnym momencie stwierdzenie z ust Titta, że nigdy tak naprawdę nie był kochany. A jednak wiele robi i robił z miłości: i nie idzie mi tylko o pierwszoplanowy wątek romansu, ale i fakt np. odcięcia się od rodziny, co w przypadku jego powiązań wydaje się jedynym wyjściem. Robi to, bo kocha, ale skutkiem owej decyzji okazuje się być wieczna samotność i depresja. Titta w pewnym, ogólnoludzkim sensie kocha także parę byłych właścicieli hotelu. Wiedząc, że jego życie jest przegrane, daje im szansę na odbudowę ich własnego itd.
W zasadzie, gdyby tak chcieć zgeneralizować, wychodzi na to, że wszystkie czyny, które w życiu Titta wypływają z miłości i są jej skutkiem - na niego działają destrukcyjnie.
Zgadzam się. Smutne jest to że miłość, uczucie które powinno kojarzyć się ze szczęściem, w wielu przypadkach, tzn. dla wielu ludzi jest tylko cierpieniem lub destrukcją