Zdziwienie, rozczarowanie, złość, znużenie - dokładnie takie i w takiej kolejności pojawiały się we mnie uczucia podczas oglądania tego filmu.
Powinno być wyraźnie zaznaczone, że film jest jedynie BARDZO SWOBODNĄ ADAPTACJĄ książki, pomimo że ma tytuł Solaris. Można by uniknąć w ten sposób wielu rozczarowań.
Pominięty został niemal całkowicie główny wątek żyjącego oceanu. To tak jakby nakręcić film Pan Tadeusz i pominąć w nim role Pana Tadeusza. Wyobrażam sobie mętlik w głowach osób, które obejrzały film, a nie czytały wcześniej książki. Prawdopodobnie niczego nie zrozumieli.
Z resztą czego można było się spodziewać po filmie, którego kampania reklamowa skupiła się wokół tego, że jedną z atrakcji filmu będzie goły tyłek Clooney'a.