Nie interesuje mnie ocena innych. Popełniłem ogromny błąd sugerując się opiniami (nigdy tego nie powtórzę) i nie byłem w kinie na tym niesamowitym filmie. Zawsze miałem inne podejście do wielu spraw niż inni, patrzę na wiele spraw inaczej niż inni i na ten film również patrzę inaczej niż inni. Nastrój, muzyka, ten spokój, wszystko mi przypadło do gustu (poczułem to co trafia do mnie najbardziej i nie ma na to określenia). Ja jestem inny i ten film jest inny więc jakże może być "inaczej". Specjalnie kupiłem go na dvd i oglądałem po 03:00 nad ranem aby oglądać go będąc odciętym od świata (wszyscy spią a ja podróżuję).
zgadzam sie. mozna oczywiscie porownywac do ksiazki lema (ktora jest wspaniala) i rzeczywiscie film rozni sie troche od oryginalu. ale to w zadnym razie nie znaczy ze film jest beznadziejny. nastroj i muzyka wprowadza widza w niesamowita przestrzen, w cos nieokreslonego i niezbadanego. jest to film wielki, niedoceniony i bezpodstawnie wszechstronnie krytykowany. sodenbergh dokonal czegos wspianialego, bez slow a jedynie werbalnie i obrazem dokonuje iscie filmowy trans. i popieram kolege, nie nalezy sugerowac sie innymi, bo to film ktory moze zapasc w pamiec na bardzo bardzo dlugo...
Słodki Jezu :) Cały twój post mógłbym ja napisać, no może z drobną różnicą, nie mam niestety tego filmu na dvd, ale ogólnie napisałbym tak samo ja ty. Boże jak ja żałuję że nie widziałem tego w kinie ! Ten film wymyka się wszelkim klasyfikacjom, powiedzieć o nim arcydzieło to zbyt banalne. Pan Soderbergh zrobił wszystkich w balona :) Wydawało się że Hollywoodzki reżyser zrobi z Solaris sieczkę sci-fi z amerykańską flagą na przedzie, tymczasem stworzył kompletnie anty-hollywoodzki film skazany na porażkę finansową, ale za to kilku takich jak ty i ja ma co oglądać o 3 w nocy..
A książkę pana Lema uważam za dno, usiłowałem ją kiedyś przeczytać ale wymiękłem, może kiedyś jeszcze zmienię zdanie jak przeczytam całość ?
z tym ostatnim zdaniem sie nie zgodze, zbyt ostro potraktowales to dzielo. wszystko co wyszlo pod szyldem solaris jest bardzo dobre i kazde z osobna daje inne emocje. polecam takze solaris tarkowskiego, bardzo duchowego i religijnego z kilkoma swietnymi rozwiazaniami operatorskimi i ciekawym traktatem filozoficznym (mowiac w wielkim skrocie, chociaz trudno w skrocie pisac o tarkowskim). w ogole warto poznac filmy tarkowskiego gdyz sa to wyborne dziela sztuki, jakos malo znane w polsce. ale warto je skosztowac.
co do solaris soderbergha... no coz, tu sie zgadzamy :) chociaz smieszy mnie jak amerykanie podchodza do takich filmow. zamiast pisac o genialnych walorach estetycznych filmu, to skupiono sie na posladkach clooneya. zalosne.
Rzeczywiście przesadziłem trochę :) Po prostu jakoś mnie zmęczyły i wkurzyły te niekończące się opisy planety, może nie miałem akurat nastroju na takie mądre przynudzanie ? Napewno jednak podejdę do książki jeszcze raz. A filmów Tarkowskiego niestety nie znam żadnych ale napewno załatwię sobie jego Solaris, skoro mówisz że inne też warto obejrzeć to zapoluję na te filmy. Co do amerykańskiego podejścia to jest to przykre, dla mnie czymś najbardziej absurdalnym było negatywne ich podejście do Leona Zawodowca, jako do filmu z "silnym wątkiem pedofilskim". To już świadczy nie tylko o głupocie ale o totalnej głupocie :)
"Stalker" Tarkowskiego to wybitne dzieło zaraz obok :Solaris" Tez polecam. Genialne ambitne kino. Nowa wersja Soderberga tez przypadła mi do gustu. właśnie przez ten niesamowity spokój i cichą muzyke :)
no to ja dorzuce jeszcze "andrieja rublowa", tyle ze polecam wersje rezyserska. mam tarkowskiego wszystkie filmy pelnometrazowe i wlasciwie trudno tu selekcjonowac, bo jak juz do czegos sie zabieral, to wychodzilo cos na miare arydziela.
Ja za to zacząłem czytać Obłok Magellana, ale nie przeżyłem tej książki. "Po prostu jakoś mnie zmęczyły i wkurzyły te niekończące się opisy" - o właśnie :) Podobnie było z Pilotem Pirxem i Powrotem z gwiazd.
Za to przeczytałem Eden i byłem oczarowany tą książką. Jedyny problem, że p.Lem tego dzieła akurat później się wstydził. Tak twierdził. Cóż... :D
Solaris z 2002 jest tak odmienny od s-f z USA, że już za to ma u mnie plus.
Tak, dokładnie. Ten film jest niesamowity. Obejrzałem go około dwa lata temu i nadal nie mogę zapomnieć tego uczucia towarzyszącego mi w trakcie, a głównie po seansie. A po seansie film ten wrósł się we mnie. Czułem go pod moją skórą.
Niespotykana dotąd, przez mnie, projekcja ciszy, pełna szczególnej grozy i niepokoju, tajemnicy zawieszonej gdzieś w kosmosie, a głównie atmosfera spełnienia, subtelna muzyka, kóra dociera do wszystkich zakamarków twojego ciała, do każdej twej komórki. Ten film mnie sobą całkowicie wypełnił. Czułem się po nim spełniony, wypełniony metafizyczną magią.
Nic tylko włożyć krążek z filmem do odtwarzacza i snuć się podróżą po kosmosie, eksplorować go, doszukiwać się niezbadanych przez nikogo tajemnic, odkrywać nowe fantastyczne zakamarki własnego umysłu. Ten film to kosmos. Dzięki niemu się w nim zagłębiasz. Ten film to wielka tajemnica. Ten film to zagłębianie się we własnym umyśle. We własnym umyśle niezgłębionego kosmosu. To pełnia. Coraz bliżej jesteś tej wielkiej niewiadomej, tajemnicy gdzieś zawieszonej, w miejscu gdzie co rusz rodzą się nowe światy, które ty odkrywasz, ty jesteś penetratorem. Ty realizujesz coś o czym nie śniło się nawet reżyserowi, jesteś tam gdzie tego nie przedstawił wprost, jesteś gdzieś w głębi, jesteś pod wartwą obrazu, który sam w sobie wypełnia ciebie paletą barwnych, bardzo soczystych barw.
Zgrabne bardzo dzieło, artystyczne katharsis. Konieczna projekcja w samotności i tak jak napisałś, gdzieś tak o drugiej, może trzeciej w nocy, kiedy wszyscy już śpią i cieleśnie nie istnieją. Ty sam. Twój umysł. Twój kosmos. Pełna kontemplacja wśród barw tego bardzo sensualistycznego dzieła.
Film, który po projekcji realizuje się w tobie samoistnie. Czułem spełnienie i specyficzną atmosferę jak po żadnym innym filmie. Ten film to perełka.
---
Film, który równie wywarł we mnie podobne emocje (czułem go pod moją skórą), aczkolwiek będący w zupełnie innym tonie, to film 'Ukryte' Michaela Hanake. Polecam obydwa.
Oglądałem ten film kilka lat temu z dwójką moich przyjaciół, ale nie wywarł on na mnie aż takiego wrażenia. Okoliczności oglądania filmu były...hmm...nie tak komfortowe jak te opisywane przez Was (choć 3cia w nocy to nie do końca komfort, zależy dla kogo;). Ogólnie z tego co pamiętam kilkukrotnie przerywaliśmy oglądanie, poza tym chyba zbyt lekko podszedłem do tego filmu i nie do końca wczułem się w klimat...
Ale czytając Wasze wypowiedzi...aż dreszcz emocji przeszedł mnie po plecach. To co napisaliście jest...niesamowite. Dawno nie spotkałem się z ludźmi, którzy by w taki (niemal metafizyczny) sposób odebrali jakiś film. I jestem Wam wdzięczny, gdyż dzięki Waszym wypowiedziom (w szczególności dzięki opisowi mojego przedmówcy, który doświadczył chyba...nirwany) zamierzam ponownie obejrzeć ten film. Tym razem zrobię to w warunkach jakich opisaliście (trudno, jeśli zarwę nawet nockę:).
PS. Kiedyś miałem podobną sytuację - oglądałem u rodziny "Gorączkę" Michaela Manna. W domu panował hałas i chaos (małe dzieci;) i film wydał mi się...nudny. Po powtórnym obejrzeniu u siebie doszedłem jednak do wniosku, iż bardziej nie mogłem się pomylić:) "Heat" (obok "Collateral") należy do moich ulubionych "sensacji", ma wymiatający klimat no i genialne aktorstwo (pojedynek Al Pacino-de Niro to jest to:). Tym bardziej zamierzam zrewidować swoją opinię na temat "Solaris". Dziękuję i pozdrawiam serdecznie:)
tak, niewątpliwie najlepiej jest obejrzeć ten film samemu, wtedy naprawde może to być swego rodzaju katharsis.. no cóż ja takie katharsis przeżyłem, czego i wam życzę, bo film jest niesamowity, polecam go obejrzeć w pojedynkę rozmyślając o swoim życiu, dawnych miłościach itd.
Nic ująć z Waszych wypowiedzi, tylko dodawać. Arcydzieło. Słuchaliście kiedyś samej muzyki z tego filmu? Polecam. Wprowadza w trans :-)
Ja widziałem to w kinie (siedziałem sam na sali! miodzio! :D) i wydaje mi się, że to jeden z bardziej niedocenianych filmów ostatnich lat. Naprawdę, klimat mnie wessał. Od wejścia na pokład i rozmów z załogą nie pamiętałem jak minął czas.
Niedoceniony, bo wszyscy miast oceniać go pod względem wykonania, oceniają pod względem adaptacji książki.
Film jest genialnym arcydziełem. Ksiażka nim nie jest. Lem nakreślił, i to bardzo ogólnie, koncept który rezyser swietnie wykorzystał. Muzyka, klimat, zdjecia, fabuła, gra aktorska a przedewszystkim te bezkresne przestrzenia mistyki.. Byłem w kinie, prawie pusta sala, zaraz po seansie kupiłem soundtrack, później oczywiscie DVD.. Jeden z najbardziej niedocenionych genialnych filmów ostatniej dekady..