Że dawno już tak nudnego filmu nie oglądałem. Amerykanie z charakterystycznym dla siebie wdziękiem z każdej poważnej literatury potrafią zrobić beznadziejne filmidło z pseudodramatycznym zakończeniem. Tak się zastanawiam, czy autorzy czytali książkę, czy tylko przejrzeli jej streszczenie? Jeśli to pierwsze to czemu w filmie jest tyle nieścisłości i niezgodoności z książką, jeśli to drugie - to po cholerę w ogóle brać się za robienie takiego filmu. Nawet nie tknęli sedna problemu przedstawionego przez Lema. A już najbardziej wkurzyło mnie zastąpienie Sartoriusa czarną Gordon - polityczna poprawność, psia mać. W sumie spodziewałem się, że Amerykanie potraktują książkę z buta liczyłem jednak na jakieś ciekawe przedstawienie samej Solaris i zjawisk zachodzących na jej powierzchni, które z taką plastyczności opisywał Lem. No i dupa :(