Czytałem książkę Lema, oglądałem oba "Solarisy" i (odziwo) wersja amerykańska okazała się arcydziełem. Nie, nie przesadzam! Lem napisał świetną powieść, ale powieść S-F, film stanowi jej pogłębienie z jednoczesnym pominięciem strony naukowej.
Stawia wielkie pytania, zagłębia się w psychikę bohaterów, i ta muzyka ... cudo. Spróbuj postawić się w roli Krisa, Rheya, czy Snow'a (świetna postać) a zrozumiesz istotę tego filmu.
[To tylko moje zdanie więc sie nie denerwuj i mnie nie besztaj, plz ;)]