W sali kinowej cztery (4!) osoby. Oglądamy "Solaris".
Ten film ma coś w sobie - urzekającego, hipnotyzującego.
Jest w pewien sposób tajemniczy.
Co stanowi tą tajemniczość?
Przecież są sceny, w których wszystko zamiera, chce się aktorów popchnąć, by coś zaczęło się wreszcie dziać.
A jednak: te sceny - obrazy, w połączeniu z doskonałą muzyką Cliffa Martineza (powinien dostać za nią Oscara!!), doskonałe operowanie światłem i cieniem stworzyły niepowtarzalny nastrój, sprawiły, że będę ten film długo pamiętał.
Ostrzegam jednak, że telewizor, czy komputer nie stworzą takiego klimatu. W domu film nie będzie się podobał. Ciemna sala kinowa i duży ekran są wymagane, by całym sobą odebrać tę tajemniczość, którą niesie film.
Po filmie kupiłem i przeczytałem książkę.
Doskonale się ją czyta, gdy w tle cichutko rozbrzmiewa muzyka z filmu. Polecam!!!
tak :)
jestem dokladnie tego samego zdania :) w prawdzie ogladalem film przed kompem - i chyba masz racje ze w kinie wrazenia bylyby 2 razy wieksze... nie wiem jak to jest ale to jest jeden z tych filmow ze gdy sobie o nim przypomne - ten nastroj i to wszystko... to taka gesia skorka mi sie pojawia (oczywiscie z powodu pozytywnych emocji :) )
dokładnie
nie trafiłam jeszcze w sieci (czasem bagnie) tych filmowych komentarzy na równie trafny jak Twój!!! ująłeś kongenialnie wszystkie odczucia jakie siedziały we mnie w trakcie filmu i po nim (nota bene u mnie na sali również były 4 osoby - 4 nieznające się osoby w 4 rogach ciemnej sali ... a wyszliśmy z kina dopiero kiedy nas wyproszono tak nas ten obraz i ta kosmiczna, niesamowita muzyka, zaczarował)
Tak więc zgadzam się w pełni (co z reszta opisałam w swoim oddzielnym kometarzu:)
pozdrawiam