Czwórka czarnoskórych przyjaciół (dwie pary oczywiście) wybiera się do chatki w lesie uczcić urodziny jednej z panien. zapraszają jeszcze trzy inne pary (białych). o ile dwóch głównych typów da się jako tako polubić (choć są wyidealizowani), o tyle panna jednego z nich prosi się o najgorsze. straszna biacz i tyle. Reszta bohaterów w sumie też męczy: typowy schemat: niby się upijają, choć nie wiele piją. niby się upijają, ale jakoś tak grzecznie i bez zgonów.niby są pijani, ale jakoś tak każda z 5 par ma ochotę na seks.
i standardowe slasherpowe pytanko : jakie jest prawdopodobieństwo na to, że wszyscy Twoi najbliżsi znajomi są połączeni w pary? i po kiego wafla spotykać się ze znajomymi skoro wszystko sprowadza się do seksu z Twoją panna? chyba do tego nie trzeba organizować melanżu? oj sory, melanż to to nie był. i dlaczego raptem dwie pary udają się w nocy do lasu? dom był spory...
dobra dwie pary znikają. rano poszukiwania, bezowocne oczywiście. raptem robi się noc (tak, raptem) i wychodzi na to, że wszyscy biali zniknęli i została czwórka czarnych bohaterów. cholera, rachunek prawdopodobieństwa? rasistowska aluzja? wtf?
nie ważne. Potem głupot jest jeszcze więcej. zachowania bohaterów i prawdopodobieństwo niektórych wydarzeń sprawiają, że film strasznie irytuje.
Ci co znikają są torturowani. pomimo iż niektóre sceny (np. skalp) są dobrze zrobione i nawet robią wrażenie, to całość ma zbyt teledyskowy montaż (podczas tych scen) i za dużo tu głupoty, żeby się w czuć, bać, zszokować.
Technicznie jest spoko. w porządku zdjęcia, montaż, muzyka, udźwiękowienie. Obsadę da się znieść.
tak więc da się oglądać, ale ostrzegam, głupie to niemiłosiernie.