Kolejny film Fatiha Akina, z tytułem żywcem wyjętym z piosenki the Doors - Soul kitchen -zadeklarowanym fanom jego twórczości może przysporzyć powodów do walenia głową w mur. Znany z pesymizmu okraszonego nutką melancholii Akin popełnił bezczelnie typową, korzystającą z całego arsenału znanych chwytów i sztuczek komedię. Brakuje w niej prawdzie skatologicznego humoru i szarlotki w roli głównej, jednakże gagi niejednokrotnie odwołują się do estetyki czysto slapstickowej. Fabuła w telegraficznym skrócie przedstawia się następująco: z najbardziej greckim nazwiskiem, jakie można sobie wyobrazić, Kazantsakis prowadzi swoją autorską restaurację, która jest jego sensem, celem, osią i dzieckiem. Perypetie kręcą się wokół jego dziewczyny emigrującej do Chin, brata – złodziejaszka z etosem na zwolnieniu warunkowym i całej reszty restauracyjnej świty.
Szablonowe sytuacje czynią z niej wzorcową, wręcz archetypową komedię i o ile Akin przestrzega wszystkich niepisanych farsowych zasad - można odnieść wrażenie, iż robi to całkiem serio i bynajmniej nie po to, żeby się z owych komediowych paradygmatów natrząsać.
Soul kitchen doskonale realizuje sienkiewiczowski postulat „ku pokrzepieniu serc” i gwarantuje porzucenie śledzienniczego nastroju. Każdy, kto szuka sloganowego „optymizmu i ciepła” obowiązkowo okraszonego bezwstydnym happy-endem, będzie ukontentowany.