PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=654406}
6,7 178 983
oceny
6,7 10 1 178983
5,8 40
ocen krytyków
Spectre
powrót do forum filmu Spectre

I tak jak sądziłem przez ostatnie kilka dni, prawdopodobieństwo tego, że nowy film z serii 007 - biorąc pod uwagę moją obojętność wobec poprzedniego Skyfall, które wyszło z ręki tego samego reżysera - mógłby mi się spodobać, graniczyło z cudem. Nie robiłem sobie nadziei, dlatego z seansu wyszedłem z uczuciem stracenia 23 złotych w zamian za wcześniejsze przyjrzenie się temu filmowi i zruganie twórców.

Zacznijmy od tego, co poszło tutaj nie tak - a jest tego tyle, że można napisać cały esej. Zacznijmy zatem od tego, co dało się uratować przy słabiutkim scenariuszu, czyli stronie czysto technicznej - Mendes, HvH i Newmann.

1. Kto wyszedł zwycięsko z trio? Chyba tylko absolwent łódzkiej filmówki, choć i to nie jest szczyt moich marzeń. Deakins w Skyfall dał nam zapierające dech w piersiach plenery w górzystej Szkocji, bardzo dobrze sfotografowaną sekwencję końcową w tytułowym Skyfall i może jeszcze sekwencję otwierającą w Stambule. Hoytema, jak na klasowego operatora przystało (to trzeba przyznać) - ale to nie jest poziom Meheuxa z CR i GoldenEye - odwalił swoją robotę tak, że nie ma się specjalnie do czego przyczepić, ale też, nie ma się nad czym specjalnie zachwycać (sekwencja otwierająca w Meksyku i długo, długo nic). Pod styl Mendesa (usypiająco-nolanowski) lepiej nadałby się moim zdaniem Deakins, tym bardziej, że już z reżyserem pracował i czuje wypracowany już styl. No ale Brytyjczyk wolał Sicario...

2. Mendes... Cóż mogę rzec przy tym jegomościu? Nie ukrywam, ten styl - jak już wspomniałem usypiający i pretensjonalny (to nie tylko zasługa scenarzystów - reżyser też ma tam coś do powiedzenia) - mnie nie odpowiada. Ja wolę Bonda charakternego, który nie ma skrupółów, aby zabić drania, a nie pseudorealistycznego zabijakę. Piszę, aby Bond "umiał zabijać", a jednocześnie nie podoba mi się taki zabijaka - no to jeśli widzieliście akcję w bazie Blofeld/Oberhauser, zrozumiecie co miał znaczyć "pseudorealistyczny zabijaka". Zaczęło się dobrze - praca kamery w Meksyku, jak najbardziej na plus. Przeciągana akcja w helikopterze tylko zepsuła moją satysfakcję - "że jednak recenzenci się mylili, nie jest tak źle...a nie, jednak". Znajomy napisał po obejrzeniu Skyfall: "(...) jak na nowego "realistycznego" Bonda za dużo naciąganych zwrotów akcji", i ja się z nim jak najbardziej zgadzam. To co Logan i spółka zaserwowali nam w Skyfall (po co Bond ciągnął M na śmierć do twierdzy, z której nie było ucieczki, a ich dwoje czekała pewna śmierć?), jakoś zdzierżyłem - tego samego, w zdwojonej dawce w Spectre, już nie dam rady.

3. Newman nie dał nam nic nowego, czego nie słyszelibyśmy w Skyfall - to samo, w innej otoczce, z motywem Barry'ego, którego tylko Serra nie bał się zmodyfikować (oczywiście in plus).

4. Smętna piosenka, idealnie podkreślająca styl nowego 007. Nawet czołówka (rzecz jasna typowa - nawet jej nie pamiętam) nie uratowała tej piosenki.

5. Scenariusz? Czy w tym filmie on w ogóle występuje? Czy jest to zlepek kilku zgranych już bondowskich motywów, żadnej świeżości, a jeszcze masa głupot i głupotek? Właśnie tak - Purvis i Wade zabili 007 w 2002 roku, ale wspólnie z Haggisem stworzyli najlepszą część w serii, którą całkiem umiejętnie chcieli kontynuować na dobrej drodze dwa lata później. I jeb - teraz to reżyser nawalił. Rok 2012 - odchodzi Haggis, przychodzi Logan. Czy to właśnie on odpowiada za fabularną kleskę Spectre, i Skyfall zresztą też? Trudno orzec, jeśli nie wiadomo, kto za co konkretnie odpowiadał, kto jaką postać pisał i kto (na niekorzyść rzecz jasna), "poprawiał scenariusz". Jednak fakty mówią same za siebie - bez Logana było po prostu lepiej. A teraz kilka spoilerów:

a) Dlaczego MI6 samo nie wyruszyło do Austrii za "Bladym Królem"? O ile mnie pamięć nie myli, Q miał te same informacje, co te zdobyte w Rzymie przez Bonda. Mogę się mylić, bo długość i natłok fabularny wcale nie ułatwiał widowiska.

b) Postać C kompletnie skopana - o ile wątek NWO wśród służb specjalnych świata można uznać za coś niezłego (ale oczywiście niewykorzystanego), tak osoba, która była za to współodpowiedzialna, okazała się zwykłym bezmózgiem, z resztą niespecjalnie dobrze obsadzonym. Co to za maniera, aby obsadzać takie role młodzikami? Odmłodzenie o 40 lat Q nie było dobrym pomysłem, a jeszcze dostajemy szczyla, jako osobę, która panuje nad wszystkimi służbami specjalnymi na Wyspach.

c) Wątek Donny Lucii, a właściwie brak tego wątku - tutaj niewiele trzeba pisać, po prostu twórcy dali dupy po całości.

d) Skąd MI6 miało odciski Oberhausera, który upozorował swoją śmierć? Pytam poważnie, bo może coś mi umknęło.

e) Swann jedną z najgorszych dziewczyn Bonda, po części jest to wina aktorki (bo przecież ani do supertalentów, ani do superpiękności Seydoux nie należy), jednak głównie scenarzystów, którzy kompletnie nie mieli pomysłu na rozwinięcie relacji Bond-Swann, które ograniczały się tylko do sterty frazesów à la Paulo Coelho (podobnie zresztą w przypadku Oberhausera i White'a). Fragment recenzji Ludwiki Mastalerz idealnie tą postać opisuje: "Léa Seydoux z kolei to synonim poprawności – Eva Green w wieczorowej sukni przy stole do pokera była bardziej niebezpieczną partnerką niż Francuzka z bronią w ręce. Wszystkie sceny Craiga z Seydoux powinny zostać opatrzone etykietką organicznej żywności – "zero chemii" (...) Krótka przyjacielska rozmowa Bonda z Moneypenny ma w sobie dużo więcej seksualnego napięcia."

f) Mr White, jako Wallenrod w szeregach Spectre, Quantum czy czego tam jeszcze, chcący znaleźć, a może jeszcze pokrzyżować plany legendarnego Blofelda? WTF?! "Jest pan latawcem targanym przez wiatry" (cytat z pamięci) - ale takie teksty, to ja mogę sobie posłuchać, włączając pierwszy lepszy film Nolana.

g) Franz Oberhauser - nędzny szwarccharakter. Zemsta na Bondzie i nienawiść do ojca, jest tak przekonująca, jak cały ten film. Skoro chodziło tylko o śmierć 007, dlaczego nie zrobił tego przez tyle lat? Chodziło tylko o to, aby nadać goryczy jego życiu, jako karę za lepsze relacje z biologicznym ojcem Franza? W końcu Oberhauser nie mógł podejrzewać, że 007 tak przywiąże się do Vesper? Tak więc jej śmierć - w przypadku wykonywania zadania przez innego agenta - nic by tutaj nie zmieniła. "To byłem ja...To zawsze byłem ja" - twórcy nie silili się choćby na jakiś ciekawy zwrot akcji. "Koniec" Oberhausera też pozostawia wiele do życzenia - o ile darowanie życia zdrajcy w Quantum, miało jakieś fabularno-psychologiczne podłoże, tak w Spectre było po prostu odejściem od całej konwencji serii (darowanie życia głównemu wrogowi? pomijając już nieprawdopodobieństwa, które toczyły się w Londynie, twórcy lepiej mogli to rozegrać - choćby ten śmigłowiec mógł jebnąć w rzekę, a Oberhauser byłby oficjalnie uznany za zabitego w akcji, mimo iż ciała nie odnaleziono; tak przynajmniej twórcy "z klasą" nawiązaliby do starego Blofelda, który zazwyczaj uchodził z opresji)

h) Motywy, które znamy z poprzednich lat - walka w pociągu (całkiem niezła), baza na pustyni (Green miał lepszą), miła obsługa w bazie Oberhausera (identyko Dr No).

Co do plusów - na pewno sekwencja otwierająca w Meksyku, jeśli przymknie się oko na akcję w śmigłowcu; na pewno bijatyka w pociągu; na pewno dialogi między Q i Bondem, które dają coś rekompensującego mało dynamiczny i smętny film. Aha, no i jeszcze Craig dał z siebie trochę więcej, niż w Skyfall - już nie jest to tylko jedna mina, bo potrafił się nawet uśmiechnąć (i to nie raz!).

ocenił(a) film na 5
Banana_Power

niestety mam podobne odczucia a jestem wielkim fanem Bondów z Craigiem. Do listy niedorzecznosci dodałbym scene tortur - kto by pomyslal ze marne "kocham Cie" potrafi zniwelowac zdrowotne skutki wywiercenia 2 otworów w glowie ktore mialy zabrac pamiec naszemu bohaterowi...

użytkownik usunięty
kenny01

Byłbym naprawdę zadowolony po prostu z efektownego kina akcji. Tutaj twórcy zafundowali nam prawdziwy trolling - mieliśmy CASINO ROYALE z nieopierzonym, młodym 007 na początku swojej drogi, potem było QUANTUM OF SOLACE, bezlitosne, szybkie kino akcji na współczesną mantrę i osobista wendetta Bonda, potem nagle skoczyli do SKYFALL, gdzie mieliśmy do czynienia już ze zmęczonym, styranym życiem dziadem? Przy okazji SPECTRE nie wiadomo skąd twórcy zdecydowali że "wrócimy sobie do tej klasycznej konwencji starych Bondów". Serio, wszystkie klisze są tutaj na miejscu. Ale mimo czerpania garściami z całego arsenału bondowskich schematów, dalej z jakiegoś powodu traktuje się najzupełniej poważnie. I zastanawiam się na sali kinowej, czy ten głupi plan głównego villaina to mam brać na poważnie, czy się z niego śmiać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones