Powiem, że ogólnie mi się film podobał. "Skyfall" pokochałem od pierwszego wejrzenia, jest to film z gatunku tych co "nigdy się nie nudzą", sam obejrzałem przynajmniej z dziesięć razy. Wiedząc, że jest praktycznie ta sama ekipa kręci kolejną część, z niecierpliwością wybrałem się do kina i doświadczyłem podobnej liczby zachwytów, jednak troszkę więcej zawodu. Jednak po kolei.
Biorąc pod uwagę film jako całokształt, w sensie "rebootu" starej serii, przeniesienia nieco komiksowej wersji przygód niezwyciężonego agenta, film jest dalej dobry. Dalej jest to idealny miks współczesności, twardej, krwawej i przede wszystkim - o wiele bardziej człowieczej wersji Bonda, z okazjonalnymi wstawkami z poprzednich filmów które wszyscy kochają. Są gadźety, wraca zegarek z jakąś funkcją, wraca samochód pełen gadżetów [genialny wątek z samochodem gdzie nic nie działało :D]. Ten miks wciąż działa, ten miks wciąż wciąga.
Historia mi się podobała. Podoba mi się w tej wersji ingerencja w prywatną strefę bohatera, przed rebootem mieliśmy tylko praktycznie człowieka bez przeszłości z numerkiem, teraz jest o wiele więcej - przeszłość Bonda poruszana tutaj wiele razy nadaje historii nieco personalnego wątku, który przede wszystkim nie jest zbyt ckliwy. Twist z Blofeldem - tego się trochę spodziewałem, będąc zaznajomiony ze wszystkimi plotkami, jednak widząc białego kota podczas sceny tortur nie mogłem, wraz z połową sali powstrzymać jęku zachwytu.
Mała wstawka odnośnie zdjęć - nie jestem jakimś nie wiadomo fanem "artyzmu" jednak otwierające sceny były po prostu... piękne a sam fakt, że operatorowi udało złapać to piękno w jedną scenę bez żadnych cięć, zasługuje naprawdę na uznanie.
Obsada zagrała bezbłędnie - Craig jako Bond nadal się sprawdza [mam nadzieje, że zagra jeszcze w tym ostatnim filmie], Waltz jako Blofeld BŁYSZCZY. Nie oglądałem "Bękartów" a samego aktora za bardzo nie znałem, więc nie byłem z nim zbytnio zaznajomiony jednak zagrał tego "głównego złego" GENIALNIE. Nie mogłem się na niego napatrzeć, nie mogłem jego przestać słuchać. Mam nadzieje, że powróci w kolejnych filmach bo tutaj twórcy trafili w dziesiątkę.
Jak już wspomniałem film miał niestety trochę wad. Powracając do wątku obsady - Léa Seydoux jako dziewczyna Bonda była strasznie... mdła. Ma ładną twarz, jednak aktorsko strasznie przeciętnie, poza tym strasznie denerwował jej akcent [tutaj zresztą po raz drugi twórcy popełnili ten sam grzech, taka sama była Berenice Marlohe w "Skyfall"].
"Spectre" jest najdłuższym filmem, jednak z powodzeniem mogliby go skrócić o dobre dziesięć do piętnastu minut. Niektóre sceny były naprawdę przydługie "scena pościgu w Rzymie" a niektóre naprawdę zbędne "połowa scen w posiadłości Blofelda przed wyjawieniem wszystkiego". Poza tym, filmowi zajęło zdecydowanie za długo na rozwinięcie skrzydeł. Droga do ostatecznej konfrontacji była trochę za długa, niepotrzebnie wyjawili ten czarny charakter wcześniej by potem skazywać widza na ponowne oczekiwanie na konfrontacje z nim by się z rozczarowaniem dowiedzieć, że zajęło to raptem ostatnie trzydzieści minut filmu.
Podsumowując - film zdecydowanie na plus, dobra historia, świetna obsada [z jednym wyjątkiem], która się sprawdziła. Na minus jego długość, co nie wpływa jakoś tragicznie na mój werdykt.
9/10