Uwielbiam filmy o Bondzie, nie uważam, żeby zasługiwały na Oskara, ale są przyjemne i fajne. Jeżeli chodzi o nową część to odnosze wrażenie, że powielili wątek. W Skyfall retrospekcja do dzieciństwa Bonda była ciekawym posunięciem, przede wszytskim dlatego, że sama jego postać od początku produkcji filmowych o nim jest bardzo tajemnicza i w zasadzie nie wiemy kim on jest. Powtórzenie tego zabiegu w Spectre może i by było ciekawe, ale było jakieś naciągnięte. Odnosiło się wrażenie prostoty i oczywistości, jakby taki chwyt "bo ostatnio wypaliło", a wefług mnie wgl nie wzbudzało emocji. I właśnie, nie było napięcia, nie żebym uważała, żeby filmy o Bonda wzbudzały jakieś napięcie, ale poprzednie części z Craigiem miały to coś. A tu Monika Belluci, Lea Seydoux, Waltz bratem przyrodnim, dużo zamieszania, nic konkretnego. Pani obok mnie w kinie chrapała, samej mi się głowa osuwała na ukochanego. Słaba fabuła, idą coraz bardziej w uproszczanie. Nudy.