Mogło być dobrze, ale scenarzysta dał dupy, strasznie. Film nie wyróżniał się absolutnie niczym, taki Bond poniżej przeciętnej. Nie było ani jednego plot-twistu, poza tym jednym, nieszczęsnym i oczywistym od początku pochodzeniem głównego antagonisty. Jest to szyte tak grubymi nićmi, że widać je z kosmosu.
Serio, nie znamy jego motywacji, nie znamy ścieżki jaką przeszedł, nie wiemy nic co mogłoby wskazywać na powody dla których zdecydował się stworzyć organizacje. Coś tam o światowym ładzie bla bla bla, ale to i tak bez znaczenia bo.... był tak jakby "bratem" Bonda. I ta szopka ze zdjęciami na końcu.
Czy cała ta akcja z inwigilacją, panowaniem nad światem miało się sprowadzić do zemsty na Bondzie? O to mu chodziło? Bo jego ojciec wziął Jamesa do swojego domu po śmierci rodziców? Litości... czuję się obrażony.
Jasne, sceny akcji ładnie zrobione, smaczki w stylu mięśniaka z metalowymi paznokciami itd. Ale mogłoby jeszcze o coś chodzić w tym filmie. Wystarczyłoby, że główny zły byłby anonimem. Nie wiem jak producenci na to poszli.
Wystarczy bólu dupy :) . Nie nudziłem się w trakcie seansu, ale film obraził moją inteligencje.