Scenarzyści ( czterech) tak spaprali ten film, że zastanawiam się, dlaczego Mendes zgodził się na taką padlinę. Każda scena akcji, dosłownie każda była nudna , bez polotu i w większości głupia. Bond pistolecikiem rozwala jakąś rafinerie czy coś, później helikopter, skaczę z mającego wybuchnąć budynku na siatkę ( przeoczyłem moment w którym ją zamontowano), niszczy samochód za 3 mln funtów po to by uciec JEDNEMU gościowi, wyciąga White'a na górę , by kamera nagrała to co mówią i osiłki Blofelda dowiedzieli się o jego córce (sądziłem, że to zaplanował). Nawet Blofeld nie na koniec nie miał nic do powiedzenia, tylko się patrzył jak szpak w p.....
Fiennes i Waltz grali jakby wiedzieli,że to będzie klapa artystyczna. (po co się starać, jak i tak tego nie uratujemy). Bellucci chyba zwiała z planu.
Brak pomysłu, logiki i tego co najważniejsze w Bondach, czyli polotu i finezji.
Naciągane 5 za efekty, zdjęcia i mimo wszystko Bautiste. Chyba tylko on miał nadzieję na dobry film i się starał i pokazał ,że obok Rocka jest najlepszym aktorem wśród osiłków i wrestlerów