Biografii Diany nagrano już dość, o świetnej ekranizacji losów brytyjskiej Royal Family w The Crown nie wspominając. Tutaj mamy fabułę z twistem, szczelnie oplecioną wokół tylko jednej postaci, choć nadal nierozerwalnie związaną z królewskimi tradycjami i rodowodem. Stewart rolę udźwignęła naprawdę dobrze. W towarzystwie pięknej ścieżki dźwiękowej i malowniczych, melancholijnych angielskich krajobrazów, dostajemy bardzo ciasny i spójny obraz dwóch dni z życia nieszczęśliwej kobiety. Jedyne, co mi przeszkadzało w tym filmie to płytka fabuła, przy której ciężko jest zbudować postać wielowymiarowo, ciekawie i sensownie. A przecież historia Diany i jej małżeństwa z Karolem taka właśnie była. W atmosferze tego filmu można się udusić. Udusić w myślach kobiety stłamszonej otaczającym ją fałszem, tęskniącej za normalnością, swobodą, intymnością. I taki to obraz obłędny, bardzo oderwany. Rozumiem, że o to właśnie chodziło Autorom filmu. Ciekawa koncepcja, choć pytanie, czy nie dało się tego zrobić ciekawiej.