Tytuł może dałem trochę zajeżdżający serem, ale niech mnie diabli jeśli tak właśnie się nie poczułem (tzn. jakbym wybrał się w podróż, a nie zajeżdżał... dobra nieważne). Do czego to doszło - człowiek ma 25 lat, mocno stoi nogami na ziemi, a tu coś takiego mu podtykają pod nos. Od pierwszych minut filmu wiedziałem, że to będzie dobrze spędzony czas. Wszedłem w ten magiczny świat i aż żal było go opuszczać. Sentymentalna podróż w czasy dzieciństwa, to jest to. Reżyserowi, a zarazem scenarzyście gratuluję pozostania w sercu dzieckiem, ale bez przesadnej infantylności.