Choć film nie był tragiczny to spodziewałem się po nim czegoś więcej. Myślałem że będzie jakąś poważną próbą
polemiki ze światem popkultury lub chociaż jakoś naturalistycznie pokaże świat nastolatków od podszewki.
Tymczasem przez połowę filmu oglądłem fragmenty wakacyjnych teledysków z vivy, nie wiem w jakim celu
pokazanych, a drugą tani film o drobnych gangsterach.
Choć w miarę sensowna była część z przechodzeniem tych dwóch dziewczyn na "ciemną stronę mocy", stopniowe
uleganie pokusie łatwego życia, to jednak na końcu tej historii brakowało mi jakiegoś katharsis, jakiegoś
podusmownia, czegoś co te dziewczyny wyniosły z tej przygody, a my z filmu (pomijam tu fakt że motyw dwóch
nastolatek rozwalających we dwie cały zastęp zahartowanych w bojach gangsterów, budzi wiele wątpliowści natury
logicznej).
Koniec był taki że dziewczyny ot, tak przyjechały na ferie, zabiły paru ludzi i teraz wracają do domu, jakby nigdy nic.
fajnie było, ale ani nie wiemy co się z nimi później dzieje, ani nas to specjalnie nie obchodzi. Ani im nie
współczujemy, nie zazdrościmy, nie mamy poczucia sprawiedliwości, ani przerażenia tym co zrobiły.
Nie wiem, może o to chodziło reżyserowi, że ten film ma być bez sensu i rozliczenia, jak współczensa popkultura, ale
ja tego w nim nie widziałem.