Czyli kiepsko. W przypadku polskich filmów jest to już niestety tradycja. Tymczasem zarys fabuły wyglądał nieźle. Sam pomysł wyjściowy był może niezbyt świeży, ale na pewno nośny i można było z niego ulepić zgrabny dramat/thriller ze studium charakterów i z kilkoma ważnymi pytaniami w tle. W praktyce wyszło to bardzo kulawo. Główny wątek ciągnie się jakoś niemrawo, a w efekcie popada w banał, kiedy gangster-Linda zaczyna się dzielić ze studentem mądrościami na temat życia, a "dup" w szczególności. Do tego pojawiają się jakieś postacie znikąd, niepotrzebne i niedokończone wątki. Odbiór filmu zaburza też brak jednolitego klimatu i tonacji - niby ma być poważnie, ale np. ci groteskowi gangsterzy sprawiają, że film momentami zbacza w kierunku parodii. Z tego samego powodu irytuje też fatalnie dobrana muzyka. W ogóle realizacja pozostawia momentami wiele do życzenia. Podobnie jak gra aktorów, którzy oprócz naprawdę świetnego Zamachowskiego są po prostu drewniani. "Otwarte" zakończenie wygląda mi to w tym przypadku na brak pomysłu jak to dalej pociągnąć czym boleśnie obnaża mielizny scenariusza i brak reżyserskiej koncepcji. Nie daję najniższej możliwej oceny tylko ze względu na Zamachowskiego, który jednak nie ratuje tego filmu przed ogólną bylejakością.
Scenariusz wygrał polską edycję konkursu Hartley-Merill, a - tak jak piszesz - zakończenia nie ma, bo scenarzysta nie miał pomysłu. To bardzo źle świadczy o tym konkursie i oddaje scenopisarską dziurą, jaką jest Polska.
Scenariusz czytałem przed obejrzeniem filmu. Był świetny. Na prawdę możnaby z tego nakręcić dobry film. Ale obejrzenie filmu było złą decyzją. Wycięto dialogi, które w scenariuszu nadawały mu polotu, aktorzy grają tak, że słychać, że to wszystko jest spisane. W dobrych filmach człowiek zastanawia się czy nie improwizują. Można było zrobić z tego świetną czarną komedię a wyszedł nudny film z tymi samymi aktorami co w każdym innym polskim. Nie mówię, że źle jest widzieć aktora w różnych filmach. Nie jeśli dobrze gra.
zakończenie jest jasne. Betty pojechała do Austrii sama, a dźwięk syren w oddali świadczy o tym że Banana zaraz Policja zatrzyma. Pójdzie siedzieć gdyż w aucie miał trupa gangstera który zabił człowieka, i do tego torbę pełną kasy! Wszystko przez jedną dziwkę :-/ Więc zakończenie jest jasne.
Nie jest jasne. Bo nie wiadomo, czy Betty kiedyś - a jeśli, to kiedy i od kogo - dowiedziała się o śmierci Lindy. I nie wiadomo, jak Banan się tłumaczył przed policją i co się z nim w końcu stało - czy policja mu uwierzyła. I nie wiadomo, czy, kiedy i jak lekarz grany przez Orzechowskiego dowiedział się, że to nie jego syn zginął w spalonym audi. Ani czy ta tirówka podwieziona przez Banana kiedyś jeszcze spotkała Borysa Szyca - a przecież coś przedtem zaczynało między nimi iskrzyć. Ani czy ci trzej, którzy ścigali Lindę, dowiedzieli się, że to nie on zginął w spalonym audi, i czy poznali prawdziwe okoliczności śmierci Lindy.
Otóż to. "Banan" to zwyczajny, porządny student, który nagle ni z gruszki, ni z pietruszki spoufala się z wielokrotnym mordercą i bandziorem-recydywistą i słucha jego "życiowych mądrości", później podwozi tirówkę mając na widoku pistolet i trupa na tylnym siedzeniu. To, że dorabia zimą na stacji na takim zadupiu, też jest niewiarygodne.
Lekarz to kompletny kretyn, bo zaczyna opłakiwać śmierć syna nie sprawdzając ani samochodu ani zwłok - bo przecież Audi to na tyle rzadkie auto, że tylko on mógł je mieć w całym rejonie.
Zwróć uwagę z jakiego roku jest film - 2001. Inne to były czasy, na pewno biedniejsze niż teraz zwłaszcza że akcja dzieje się na zadupiu w górskich terenach przy czeskiej granicy. Właśnie w takich rejonach i w tamtych czasach audi to było rzadkie auto i mogla je mieć osoba zamożna, dużo jest w filmie innych zwykłych aut typu ciquocento, ponadto po drodze jeździ sobie woźnica starym wozem zaprzagnietym do koni, co dzisiaj jest już praktycznie nie realne.
Ponadto lekarz który jako jeden z nielicznych a może i jedyny w okolicy miał audi, kiedy był na miejscu wypadku i wiedząc że jechał pewnie przez prędkość i złe warunki pogodowe jego nieodpowiedzialny syn to pierwsze co pomyślał że to właśnie on zginął, więc jego reakcja jest jak najbardziej normalna i naturalna i nie ma w tym nic kretyńskiego.