....ten Andriej! Jeśli chodzi o przesłanie, film mnie całkowicie odrzuca, jako że nie uznaję duchowości pod żadną postacią, ale to nie powinno być ważne, bo chodzi o to, jak idee artysty są komunikowane - w ten sposób mogę zachwycać się dziełami jawnie chrześcijańskimi, jeśli prezentowane są w sposób przekonywujący. W tym wypadku jednak jest z tym kiepsko. Bohaterowie są papierowi, są jedynie nośnikami poglądów autora - natchniony i jurodiwy Stalker versus racjonalistyczny Profesor i zblazowany, sfrustrowany Pisarz. Ich dialogi pozbawione życia, szeleszczą, lepsze już monologi, bo pojawiają się w nich ciekawe sformułowania. Może i tak miało być, bo film ten jest medytacją, ale bohaterowie mogliby być nieco bardziej prawdopodobni. Odrobina zakorzenienia w rzeczywistości nie zaszkodzi, a w tym wypadku oglądamy pejzaż duszy Tarkowskiego, co nie koniecznie musi mnie interesować. Jeśli zerwać z realizmem i prawdopodobieństwem, to na całego, gdyż film wypada najlepiej, gdy bohaterowie milczą. Wywalić i wyciąć słowa - film będzie arcydziełem! Tu przechodzimy do mocnej strony - pod względem wizualnym film wciska w fotel. Nie wiem, czy widziałem piękniejsze obrazy gdziekolwiek, może jedynie w innym filmie Tarkowskiego. Niektóre sceny porażają, sam początek, gdy widzimy mieszkanie Stalkera i jego rodziny, jak i zakończenie - telekineza. Nie mówiąc o obrazach Zony. Niezwykła intensywność obrazów jest uwodzicielska. Nie można nie wspomnieć o przepięknej i tajemniczej muzyce Eduarda Artemiewa, mojego ulubionego kompozytora filmowego ever. Zatem obraz i dźwięk stanowią piorunującą i hipnotyczną mieszankę. Niestety, Andriej zepsuł wszystko kiepskim scenariuszem, cały ten duchowy bełkot przyprawia człowieka o ból zęba. I ta rozpacz Stalkera pod koniec, że Pisarz i Profesor nie wierzą - i bardzo dobrze, że nie wierzą, do cholery, aż chciałoby się krzyknąć. Monolog żony Stalkera do kamery dopełnia nieszczęścia. Dlatego jestem bardzo zły na twórcę, że zniszczył coś, co momentami dosięga nieba, jest wręcz ideałem, epifanią, dotknięciem tajemnicy. Zastrzegam, że nie mam nic do aktorów - Kajdanowski (dżizys, co za piękna twarz!!!), Grińko, Sołonicyn czy Friejndlich grają mistrzowsko, problem jest ze scriptem. Ach, ten Andriej.... Nie będę nawet wspominał, jak bardzo podoba mi się literacki pierwowzór, ale wiem, wiem, Tarkowski wcale nie chciał ekranizować Strugackich, wykorzystał jedynie ogólny zarys. A szkoda, bo Piknik na skraju drogi to świetna powieść.
Z tym filmem jest trochę, jak z późnym Malickiem, if you know what I mean. Ale oczywiście nie jest aż tak źle jak u Terrensa