Jeden z najczęściej stosowanych zabiegów w komediach to wrzucenie ludzi zupełnie do siebie nie pasujących i obserwowanie wybuchowej mieszanki. Na tej zasadzie powstał też i "Statek miłości". Początek zapowiada się nawet całkiem udanie. Dwóch hetero wśród całego tłumu gejów. Jednak scenarzystom najwyraźniej bardzo szybko zabrakło inwencji i zaczęli wrzucać coraz to nowe pomysły. Szybko więc liczba stereotypów, z których ma się widz śmiać staje się tak duża, że w końcu nudna. Owszem jest kilka zabawnych scen (zwłaszcza ta w której Moore grający podstarzałego bogatego geja wyjawia, że przed emeryturą pracował w Służbach Jej Królewskiej Mości).
Ogólnie więc film trzyma pewien (nie za wysoki) poziom, jednak wyraźnie zabrakło w nim tempa i spójnej wizji tego co zostawić, a co wyrzucić jako zbędny balast. Więcej nie zawsze znaczy zabawniej.