Cóż połączenie "Wirującego seksu" i "Buntownika z wyboru" zupełnie nie przypadło mi do gustu. Scenariusz to jakieś wypociny pierwszoklasisty, który ściągał z bryka i nawet nie pomyślał o dodaniu czego od siebie. Postaci są papierowe i gadają bzdury, które wywołują salwy śmiechu. Tak więc śmiałem się niemalże przez cały film, co jest jakimś tam plusem. Jednak największym plusem i jedyną rzeczą, przez którą nie skreślam "Step Up" kompletnie jest muzyka. Jest po prostu świetna w każdym calu i w pełni różnorodności, jaką można usłyszeć. Parę numerów choreograficznych też im wyszło, dzięki temu film dało się przeżyć. Szczerze jednak doradzam kupienie albumu z muzą, zamiast wydawać pieniądze na bilet.