Stowarzyszenie Umarłych Poetów

Dead Poets Society
1989
7,8 326 tys. ocen
7,8 10 1 326125
7,6 60 krytyków
Stowarzyszenie Umarłych Poetów
powrót do forum filmu Stowarzyszenie Umarłych Poetów

W każdym z nas bowiem jest trochę Neila, Charliego czy Todda. I nie mów mi, że Ty jesteś wyjątkiem, bo nie uwierzę. Stowarzyszenie Umarłych Poetów to film ponadczasowy, wciąż niebywale aktualny. To prawda, że realia tego dzieła znacznie odbiegają od naszej rzeczywistości - teraz już nie ma takich szkół jak ta, do której chodzili chłopcy. Ale przecież nie to jest kryterium aktualności jakiegoś dzieła.

Stowarzyszenie Umarłych Poetów to nie film o szkole, nawet nie o uczniu. To po prostu film o człowieku. O każdym z nas. Większość z Was pobieżnie obejrzała ten film, nie próbując go nawet zrozumieć. Pisaliście, że bohaterowie nie mają nic wspólnego z Wami, z Waszymi znajomymi. Czyżby? Zawsze wszyscy Was rozumieli? Zawsze spełniały się Wasze marzenia? Zawsze mogliście robić to, co naprawdę chcieliście? Zawsze umieliście walczyć o swoje? Wątpię. Ile razy komuś się podporządkowywaliście ze zwykłego strachu? Ile razy byliście bezsilni i mieliście wrażenie, że znajdujecie się w sytuacji bez wyjścia? Na pewno nie raz. Może żyjemy w innych czasach niż oni, ale mamy identyczne wątpliwości, marzenia, targają nami te same namiętności. Trzeba tylko uważnie spojrzeć, by w chłopcach ze stowarzyszenia rozpoznać siebie. Ich przebudził profesor Keating. Dzięki niemu przestali bać się życia.

Hm..., ale jak to do końca z nimi było? (I tutaj poruszam nowy problem, który bardzo mnie nurtuje.) Czy okazali się tchórzami? Ciekawa jestem, jakie jest wasze zdanie w tej kwestii.

Mam nadzieje, że ktoś dobrnął do końca:) Czekam na jakieś spostrzeżenia.

ocenił(a) film na 7
Los_Pomidoros

Masz całkowita rację. Stowarzyszenie umarłych poetów to uniwersalny i jeden z najlepszych filmów w historii kina. Najlepszy film Weira (obok Pikniku, Bez lęku i Truman show)

Co do Twojego pytania: nie uwazam, ze byli tchórzami. Myslę ze Weir widzi to tak - zostali w szkole i nie pomogli Keatingowi. Bo przeciez nie mogli. Gdyby to zrobili, zostaliby wyrzuceni jak Nuanda. A jezlei by się tak stało, to wtedy Keating by przegrał. Ostatnia scena pokazuje, ze Keating wygrał i że jego studenci pozostana mu wierni. Zaszczepił im swiat wartości, odkrył w nich coś, co juz nigdy nie da się zagłuszyc. Ostatnie zawołanie Kapitanie moj, kapitanie i symboliczny akt buntu. I ciche, z lekiim usmiechem "dziękuję" - powiedziane przez Ketinga. Doskonale zakonczenie. Keating wie, ze jako pedagog odniosl sukces, ze otworzyl horyzonty myslowe tym mlodym ludziom. Ostatnia scena sugeruje, ze stowarzyszenie umarlych poetow wciąz istnieje. Nie umarlo.

fidelio

oglądałam ten film i również mi się podobał... ;)

ocenił(a) film na 8
fidelio

Masz rację - chłopcy odnieśli ostateczne zwycięstwo; nauka Keatinga nie poszła na marne.

Ale zastanawiam się też czy nie powinni raczej zaprzeczyć oskarżeniom skierowanym przeciw Keatingowi, a tym samym mu pomóc. Być może pomogliby profesorowi, a jako większa grupa, nie zostaliby wyrzuceni ze szkoły. Piszę "być może", bo pewności mieć nie można. Wiem tylko, że grupa jest silniejsza niż jednostka, dlatego pojedynczy opór ze strony Nuandy nic nie dał. Jednak z powiedzeniem "nie" wiąże się ryzyko, a na jego podjęcie większość chłopców się nie odważyła. Inna była, na przykład, postawa Charliego Simmsa z "Zapachu kobiety". On podjął ryzyko, postawił wszystko na jedną kartę i wygrał - obiektywnie, bo pozostał w szkole i moralnie. Tylko coś jeszcze różni Charliego od chłopców - wsparcie, jakie miał Simms, a jakiego nie mieli chłopcy. Rodzice uczniów wywierali dodatkowo na nich presję, co było przytłaczające i deprymujące. W końcu chłopcy byli całkowicie od nich zależni, a ziarno zaszczepione w nich przez Keatinga dopiero co zakiełkowało. Myślę, że stając na ławkach i oddając hołd Keatingowi, sprawili, że "carpe diem" w nich zakwitło. Keating zatem, tak jak pisałeś, nie przegrał. Myślę jednak, że ta wygrana jest ściśle związana z ostatnim wystąpieniem chłopców. Gdyby tego nie zrobili, samo ich pozostanie w szkole nie dałoby zwycięstwa profesorowi. Keating zwyciężył, bo chłopcy nie zamierzali zejść z drogi, którą ten im wytyczył. Chłopcy zaś pokazali, że mają tą wewnętrzną siłę. Jednak nie potrafię obiektywnie powiedzieć, że nie byli tchórzami.

Taki rozwój wypadków ma jednak pewne uzasadnienie - jest on po prostu bardziej realistyczny, a przy tym uzmysławia nam jak często człowiek zmuszony jest postępować wbrew sobie. Bo prawda jest taka, że sama też przypuszczalnie bym postąpiła jak oni i czułabym się z tym źle. Stanęłabym zatem na ławkę licząc, że w ten sposób wyrażę swą wdzięczność za otworzenie oczu. To by złagodziło moją niechęć do samej siebie, ale wciąż wyrzucałabym sobie tchórzostwo. Myślę, że ci chłopcy tak się właśnie czuli. Czy byli tchórzami? Trochę na pewno, ale nie potępiam ich, bo ostatecznie odnieśli zwycięstwo. Odnieśli zwycięstwo, bo mieli wątpliwości czy postąpili słusznie "podpisując wyrok" na Keatinga. Co o tym myślisz?

ocenił(a) film na 7
Los_Pomidoros

Mysle, ze masz rację. Byli tchórzami, bali się postapic tak jak nalezy, powiedzieć prawdę. Ale ta koncowa scena z "kapitanie, moj kapitanie" pokazuje, ze pomimo tego, ze sie ugieli wewntarz na zawsze pozostana wierni Keatingowi.

A co do ratowania Keatingga.. gdyby oni zeznali inaczej nic by to nie zminieło. Keating i tak musialby odejsc, został spisany na straty juz wczesniej przez dyrektora. Jego niekownecjonalne nauczanie drazniło dyrekcję. Czekali tylko na jego potknięcie.

ocenił(a) film na 8
fidelio

Może masz rację, że nic by nie uratowało Keatinga. Jednak ja pozostawiam tutaj miejsce na wątpliwości. Hmm, taka idealistyczna wiara, że mogłoby być inaczej...