Książki z tej serii uwielbiam.
Pierwsze co mi nie spasowało- Lena. W książkach cały czas jest wychwalana jej uroda itd, a aktorka grająca ją w filmie jest ładna ale nie jest taką pięknością. Ale po obejrzeniu filmu nawet mi sie spodobała.
Poza tym- z tego co pamiętam to dziadkowie Leny uwielbiali Kostosa tylko ich dziadkowie sie nie lubili, prawda?
Film całkiem przyjemny, taka bardzo skrócona wersja książki, niestety film ma ograniczony czas i wszystkiego nie mogli tam ująć...
Podsumowując- do książek pewnie jeszcze nie raz wrócę ale do filmu wątpie
tkwie w przkonaniu ze film i ksiazke (nawet o tym samym tytule) trzeba traktowac
osobno. I rzeczywiscie, nie ciagnie mnie do filmu, chociaz ksiazki wprost kocham.
A dziadkowie- oczywiscie ze lubili sie nawzajem i nawet bardzo przyjaznili, tylko
na jakis czas (przez to cale nieporozumienie z naga Lena ;)) sie do siebie nie
odzywali.
no rzeczywiście, jest to co najmniej wkurzające, ale potrafie zrozumieć reżysera. Łatwiej było pokazać w ten sposób dziadków leny i kostosa. Inaczej ten wątek zajalby conajmniej 3 razy więcej czasu.
A teraz mowie co mnie denerwuje: Bridget jest pokazana w filmie idealnie. Charakter wygląd, wszystko- udało im sie. Tibby i Carmen też nieźle. A Lena? Cóż, charakter Leny widać tylko w scenie kiedy Kostos zaczal do niej gadać, a ona odpowiadała półsłówkami i tylko sie odsuwała.
A i jeszcze jedno spostrzeżenie: regulamin stowarzyszenia zabrania noszenie paska (choc przyznam że to najglupsza z zasad :)), a jednak na plakatach, okładkach itd. widać co? Pasek, of course. No nic. To nie ode mnie zależy. Pozdrawiam.