Film jest żałosny, to półtora godziny czekania aż coś się wreszcie wydarzy. Napisy końcowe były najbardziej ekscytującą częścią. A zapowiadało cię ciekawie, jestem strasznie rozczarowana!
no proszę cie ten film niby jest lepszy bo miał mniejszy budżet od Dystrykt 9, ten film jest kompletnie nudny i nie wiadomo o czym właściwie opowiada, a wystarczyła by chociaż jakaś większa akcja na tej stacji benzynowej , więcej dramatyzmu, a tak mamy dwoje ludzi którzy idą płyną i jadą cały film aby obejrzeć dwa ufole podczas godów jak mniemam i tyle.
Ależ ten film ma wiele warstw, tylko może tego nie zauważyłeś. Nie jest lepszy od "Dystryktu 9" dlatego że miał mniejszy budżet, lecz dlatego iż został zdecydowanie lepiej rozdysponowany. Efekty w dystrykcie 9 są po prostu kiepskie, może zwykły widz tego nie kmini, ale dla mnie to była właśnie żenada, nie wspominając o naprawdę oklepanej już fabule zaczerpniętej z serialu lat 80... To jest Science Fiction, a nie "Desperados", mogło nie być ani jednego strzału, pościgu czy ucieczki, w ogóle żadnej akcji. Bardzo fajnie opisał to zagadnienie Witcher w temacie "Ogarnijcie się ludzie".
Wiesz ja mogę wyjść przed blok postawić kloca na chodniku i też upierać się że to oto moje dzieło ma wiele warstw. A dystrykt ( to nie tylko efekty specjalne ale jakaś akcja. Tutaj cały film jeśli nie sama podróż to gadanie o niczym.
Jest motyw romantyczny, thriller, w wielkiej przenośni można dostrzec nastawienie USA do narodu meksykańskiego, a wszystko to osnute sci-fi. Podobnie jest w filmie "The Road", też się tam niby działo tyle co nic... Nie gadanie o niczym, tylko rozmowy o problemach świata mediów i wyższych sfer, pomocy drugiej osobie w potrzebie. Przeżywanie razem tragicznych momentów i wiara, wiara w siebie i w ludzkość. O próbie pokazania że istnieje jeszcze coś takiego jak empatia, nie będę wspominał, a przewijało się wiele razy.
Dla mnie muzyka w tym filmie jest niezwykle klimatyczna, zwłaszcza "Candles" i obrazowana przez ten utwór scena. Minimalistyczna, tak jak cały film. Im dłużej słucham tej muzyki, tym bardziej doceniam ten film.
Rzeczywiście jest to niesamowity kawałek, pobudza do refleksji i idealnie pasuje do konwencji filmu... właśnie spojrzałem kto tworzył muzykę i oniemiałem, sam Jon Hopkins, mistrz elektroniki. Czułem że to są moje klimaty :) Jego album pt; "Contact Note" jest utrzymany w podobnej konwencji, jeśli nie miałaś jeszcze okazji przesłuchać, a lubisz taką muzę to polecam, potrafi wciągnąć.