Takeshi Kaneshiro rekompensuje wszystkie niedociągnięcia. Od granego przez niego Chiby trudno oderwać wzrok. Jego postać jest po prostu urzekająca - ach, ta mimika twarzy plus kilka stylowych metamorfoz wizerunku ;)i do tego jeszcze ciepły, niski głos <nareszcie mówi po japońsku!> - sprawiają, że wg. mnie niejaki pan Joe Black może się schować ;). Bez Kaneshiro "Sweet Rain" byłby tylko japońską wariacją na temat "Dotyku Anioła" - do obejrzenia w deszczowe niedzielne popołudnie.
Widzę, że nie tylko ja miałam luźne skojarzenia z filmem "Joe Black". W sumie nie wiem dlaczego, bo są kompletnie różne. Sprawił to sam fakt stykania się ze śmiercią.
Nie uważam, żeby były jakieś niedociągnięcia w tym filmie. Film broni się sam. Nie potrzeba rekompensaty w postaci Takeshi Kaneshiro. A że był tym lepiej :) Film piękny. wciągający i do polecenia jak najbardziej.
Na początku nieco się nudziłam (podziwiając jedynie Takeshiego), ale gdy nagle trzy historie zaczęły się powoli splatać, wszystko nabrało sensu, podnosząc moją opinię całego filmu.
Świetnie się zaczęło. Rozmowa z dziewczynką była tak klimatyczna, że miałem nadzieję na coś naprawdę ciekawego i wciągającego... Niestety dla mnie, później poszło wszystko trochę w inną stronę. Nie oznacza to jednak, że film nie był ciekawy i nie spełnił swojej roli. Splot historii i końcówka, zdecydowanie podratowały końcową ocenę. I choć nie było to w moim odczuciu jakieś dzieło wybitne, to obejrzenie tego wcale nie musi być równoznaczne ze strata czasu. 6/10