Muszę przyznać, że Sweeney Todd jest dobrze zrobionym filmem - ma dobrą fabułę, aktorzy dobrze grają swoje role (aczkolwiek Anthony Hope nieco mnie irytuje), sam film momentami jest trochę zabawny. Jednakże piosenki są naprawdę do bani - najbardziej utkwiła mi w głowie piosenka, którą pani Lovett śpiewa Toddowi, kiedy przygotowuje mu pasztecika - tekst był nieco żałosny. Szkoda, że zrobiono z tej produkcji musical, bo mogłabym wyżej go ocenić, niż na 6.
Ciekawe czemu był to musical...hmmmm... być może dlatego, że był robiony na podstawie MUSICALU bodajże z 1979. Niestety widziałam tylko musical z 1982 roku, ale wierz mi, że piosenki o wiele lepsze były w filmie Burtona niż w tym starszym.
A gdyby miałby to być zwykły film, to myślę, że wszystko musieliby w nim zmienić, przez co straciłby na klimacie. Poza tym nie byłby to już film na podstawie musicalu, tylko film na podstawie legendy o Sweeney Toddzie, a chyba czegoś Burton musiał się trzymać.
Tak mnie też niesamowicie Anthony denerwował, szczególnie gdy śpiewał o Johannie, cały ten wątek był niesamowicie przesłodzony i mogli go lepiej zrobić.