To świetny aktor, ale tym razem nie dał rady. Postać, jaką stworzył była mdła, a co za tym idzie zabrakło jej tytułowej demoniczności. Ok, było parę takich momentów, że było dobrze, ale podkreślam, to tylko krótkie momenty; na początku filmu przez kilkanaście dobrych minut wydawało mi się nawet, że Sweeney jest w gruncie rzeczy wrażliwym facetem- poziom demoniczności wynosił 0%. Deppa całkowicie przyćmiła Helena Bonham Carter, zagrała o wiele bardziej autentycznie. Innym minusem jest słaba muzyka. Piosenek z niektórych musicali chciałoby się słuchać jeszcze długo po obejrzeniu filmu, są na tak wysokim poziomie, że zaczynają istnieć jako suwerenne hity. Pamiętacie "Grease" albo "Upiora w operze"? Tutaj jest zupełnie inaczej, na drugi dzień nie kojarzysz już piosenek z filmu, a nawet jeżeli kojarzysz, to naprawdę cię nie powalają. Przechodzą bez echa.

Film nie jest jednak tak całkowicie zły. Daję plusa za wspomnianą już wcześniej Helenę oraz za świetną scenerię. Paszteciarnia pani Lovett ma swój klimacik :) Fabuła też nie jest jakaś tragiczna, ale na kolana nie rzuca... 4/10 to sprawiedliwa ocena.