UWAGA SPOILERY!!!
Obejrzałam. Może na początek powiem, że jestem wielką fanką Burtona od jakichś 2 lat. Widziałam większość jego filmów, więc na ST czekałam z dużą niecierpliwością. Prudukcja naprawdę robi wielkie wrażenie. Przede wszystkim od strony wizualnej - zdjęcia ponurego Londynu są mistrzowskie, kostiumy i charakteryzacja są bardzo wiarygodne. Muzyka....muzyka jest siłą napędową tego filmu, bo przecież to musical. Dla mnie piosenki są genialne, podobnie jak wykonanie. No właśnie, aktorzy. Johhny Depp sprawdza się jak zawsze świetnie i po raz kolejny (choć to chyba zbędne) udowadnia, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Sweeney w jego wykonaniu jest tragiczny i demoniczny jednocześnie, wzbudza litość, ale jednocześnie momentami można się go przestraszyć. Równie dobry jest drugi plan - Helena Bonham Carter, Rickman, postacie Anthony'ego i Johanny i ten mały chłopiec, ma talent i jaki głos! Ale może teraz meritum. Jak to u Burtona jest mroczno, ciemno i trochę strasznie. Mamy dziwnego głównego bohatera (w zasadzie 2), mamy złego sędziego. Sama fabuła też nie jest wybitna, ale magia Burtona polega na ubraniu prostej historii w groteskową formę. Moim zdaniem udało mu się stworzyć po raz kolejny dzieło niezwykłe, w którym można doszukać się wielu różnych nawiązań. Wątek Anthony'ego i Johanny to motyw Romea i Julii, zesłanie Sweeneya przypomina nieco Dumasa i jego "Hrabiego Monte Christo", ale przede wszystkim widzę nawiązania do czasów wiktoriańskich. Toby mówi o fabryce gdzie spędził część życia, zakład z lunatyczkami i ogólnie cały film ma taki dickensowski klimat. Mnie się podobał, choć sama historia bardzo smutna. Todd zabił własną żonę i prawie udało mu się ciachnąć córkę - jego śmierć była najlepszym rozwiązaniem, nie byłby chyba w stanie żyć dalej. Scena gdy jego krew zalewa twarz Lucy jest makabryczna, ale przecież i piękna w tej makabrze. Burton jest geniuszem, wbiła mnie w fotel scena, gdy Sweeney śpiewa o Johhanie tak delikatnie, a jednocześnie podcina gardła. Z pewnością to najbardziej krwawy z jego filmów, ale i najbardziej stylowy. Seans obowiązkowy dla fanów Tima. 9/10
ja odpowiem w wielkim skrócie,że zgadzam się w 100%. dla fanów Tima B. pozycja obowiązkowa [jak każda inna zresztą].
No i ta wypowiedź świadczy o tym, że żeby film się spodobał trzeba umieć poczuć i lubić specyficzny burtonowski klimacik (nibymroczność, przekoloryzowania, taki pseudogotyk [no nie wiem jak to opisać xP]) . Więc mi się na pewno spodoba <ok >.
nic dodać nic ująć Jane Mrgaret w sumie nie dziwię się ,że mógł się nie podobać wielu przeciętnym obserwatorom bo Burton rzeczywiście ma swój styl i trzeba go lubić :)
"przeciętnym", oczywiście nie obrażając nikogo ! (nie! nie chce kolejnej kłótni ;(() xP
Dzięki. ;) Wydaje mi się, że film bardzo zyskuje po ponownym obejrzeniu. Ja jestem już skłonna uznać go za arcydzieło w swoim gatunku i jeden z najlepszych filmów Burtona. ;) Ale czy któryś miał naprawdę zły? ;p Rozumiem krytykę wielu osób i tutaj na forum i recenzentów. Ale często krytyk ma swoje upodobania i jego opinia jest czysto subiektywna. Zdenio ma rację, nie obrażając nikogo ten film jest przeznaczony dla określonej publiczności. Przecież nie ma chyba jeszcze takiego filmu, który by się wszystkim podobał prawda? ;) A Burton ma tak specyficzny styl jako reżyser, że ktoś kto go nie zna, nie lubi to na pewno nie będzie uwielbiać Sweeneya, który jest kwintesencją tegoż właśnie stylu. Jeżeli ktoś takich klimatów nie czuje to ok, ale po co zaraz pisać, że to porażka i beznadzieja? Na jednym z angielskich for Tima użytkownicy przytaczali śmieszne zarzuty: komuś nie podobała się czołówka z krwią płynącą po tej maszynerii, albo że przesadą było to podcinanie gardeł. Chyba połowa tych krytycznych uwag pochodzi od ludzi, którzy idą do kina na pierwszy lepszy film i potem gadają, że nie spodziewali się tryskającej krwi. W "Jeźdźcu bez głowy" były naprawdę mocniejsze momenty, a cała ta makabra ma określony cel. Jestem bardzo ciekawa jak zostanie przyjęty Sweeney u nas w Polsce, gdzie fanów Tima nie brak. No, zobaczymy. ;)