Więc, jak już obiecałam, że obejrzę ten film, to go obejrzałam. Zaczynając od początku,
od jakby podstaw, to bardzo mi się podobała scenografia, uwielbiam filmy, których akcja
toczy się w XIX-wiecznym Londynie. Ten klimat, gdy były jeszcze wymierzane kary śmierci,
te domy, Ci ludzie i kostiumy, specyficzne dla tej epoki(nie wspominając o obłędnej
charakteryzacji głównych ról). Kolejny punkt to scenariusz, który moim zdaniem został
doskonale zrealizowany przez reżysera. Wiadomo, każdy może sobie poczytać o
psychopacie który zabijał dla różnych kosztowności
(http://niniwa2.cba.pl/nie_wszystko_zdrowe.htm) ,ale że dla zemsty, trzeba mieć
wyobraźnię, aby wymyślić podobny motyw. Jeśli chodzi o obsadę, to muszę przyznać że z
zadania które postawił przed nimi reżyser wywiązali się znakomicie. Johnny Deep wcielił
się w rolę okrutnego, żądnego zemsty i krwi golibrodę, natomiast, z pozoru łagodna i
sympatyczna Helena Bonham Carter w rolę okrutnej, wyrachowanej, przebiegłej i na
zabój zakochanej w Sweeney'im kobiety. Postać Mrs. Lovett była cokolwiek trochę
komiczna momentami, te jej rozbrajające uwagi na temat trupów na piętrze i tym
podobnych-niezastąpione. Faktem jest że cały plan uknuła z myślą o Sweeny'm, kochała
go i chciała z nim być za wszelką cenę, więc po prostu zwaliła mnie z nóg moment kiedy
wyobraża sobie ich wspólne życie nad morzem, i ta niczym niewzruszona, pokerowa
twarz Johnny'ego, który ogarnięty myślą jedynie o zemście. Co do Alan'a Rickman'a nie
można mieć zastrzeżeń, po rewelacyjnej roli w Harry'm Potter'ze potrafił odegrać rolę
złego pożądliwego sędzi Turpin'a, i nawet w momencie gdy przyszło mu zaśpiewać,
okazał się przygotowany (co było dla mnie wielkim zdziwieniem). W całej obsadzie
najbardziej rozbawiło mnie to, że w filmie z całkiem innej bajki spotkali się: Peter
Petigrew, Severus Snape i Bellatrix Lestrange, jest to komiczne w pewnym sensie, ale
chwali im się to, że nie licząc Peter'a (który znowu gra przydupasa) potrafili całkowicie
przeistoczyć się i oddać klimat całej produkcji. Kolejny etap to muzyka, pomimo że Pani
Helena i Pan Johnny nie są śpiewakami to naprawdę zakochałam się w ścieżce
dźwiękowej, pokochałam ją i ich wykonawców. Nie mam zastrzeżeń do soundtrack'a,
ponieważ jest naprawdę dobry, Ci którym nie podoba śpiew Pani Heleny to niech nie
słuchają ;). Ewentualnym minusem do którego mogłabym się przyczepić jest fakt że
potencjalna krew, była strasznie sztuczna, miała konsystencję farby (zwłaszcza gdy
zalewała oczy i twarz zmarłej żony Benjamin'a) a także jej kolor, ale tak jak mówię jest to
jedyny minus. Nie wiem czy ktoś zauważył jakie ma przesłanie ten film. Według mnie
przesłanie jest takie, że zemsta nie popłaca, popatrzmy jak skończył Sweney, przez żądzę
krwi nie rozpoznał własnej żony, która zginęła z jego rąk, a jego córka też cudem uniknęła
śmierci, tak więc, ''idąc po trupach'' niczego nie osiągniemy (co nie zawsze się
sprawdza). Drugim przykładem do powyższego jest Mr. Lovett która była tak zakochana
że potrafiła z zimną krwią zabić połowę Londynu ( w tym swoją potencjalną konkurentkę)
by osiągnąć swój cel. Wystawiam ocenę 10/10 pomimo że krew była baardzo sztuczna,
ale mimo to kocham ten film i Panią Helenę oczywiście, więc przyznam że nie bardzo
spodobała mi się wizja jak Johnny pakuje ją do pieca. Pozdrawiam :)