Seks seks seks. Czy każdy film musi być o seksie? Czy tylko to dla ludzi dzisiejszych czasów jest
warte oglądania, zabawne, interesujące, czy to naprawdę jedyny temat który ludzi zaciekawia? Nie
oglądałam filmu, na jego temat się nie wypowiem, zachęcona opisem nie jestem i raczej go nie
obejrzę. Straszna szkoda, że ludzie wychodzą z założenia, że dodadzą do scenariusza kilka
obleśnych scen związanych z seksem i film będzie 'lepszy'.
Błagam... nie widziałaś filmu i pieprzysz bzdury. Swing to komedia, w której chodzi raczej o to jak z jednego kłamstewka tworzy się 1000 innych mniejszych i większych. Nie ma tu żadnych "obleśnych scen związanych z seksem". Raczej bym powiedział, że to film o miłości i przyjaźni a nie pornol z gołymi cipami. Zapewniam Cię. Zobacz, a dopiero potem komentuj.
Nie oceniam filmu, przecież nie skomentowałam filmu, ale w takim razie jeśli masz rację to opis jest naprawdę niezachęcający. "Marek – fan internetowych forów – postanawia odświeżyć związek z Lucyną za pomocą seksu grupowego." sugeruje, że w filmie będzie dużo seksu albo tematycznie będzie o tym dużo. Dlatego też moja reakcja była właśnie taka.
Każdy horror też reklamują, że jest taki straaaszny i w ogóle, a potem zamiast się bać to jest kupa śmiechu. Dlatego zazwyczaj nie ufam opisom :P Poza tym w dzisiejszych czasach seks jest wszędzie i cały czas się dobrze sprzedaje więc się nie dziw. Wracając do Swingu - może i jest O seksie, ale raczej nie ma w nim seksu. Jest za to dobry humor sytuacyjny i słowny. Naprawdę polecam bo to jedna z tych polskich komedii, która zasługuje na uwagę ;)
Zapewne masz jakieś naście lat i dlatego tak dziecinnie zareagowałaś na opis. Seks wbrew pozorom nie jest w tym filmie obecny. Obecny jest za to humor, przyjaźń i wszystko co pozytywne. A nawet gdyby ten seks był, no to co? To jest jedna z najprzyjemniejszych części życia człowieka więc zawsze będą o tym kręcić filmy, wystawiać sztuki teatralne, pisać książki, śpiewać piosenki... po prostu. Tak czy inaczej "Swing" obejrzeć warto, a to co w opisie, jest mało ważne w kontekście wydźwięku całego filmu.
Nie mam naście lat, jestem dorosłą kobietą. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo istotny jest wiek? Co za różnica ile mam lat? Znów powtarzam - nie wypowiadam się na temat filmu, bo go nie widziałam i może jest mało o seksie, przecież tego nie wiem, chodzi o to jak zareagowałam na opis filmu. Nie wiem jak wy, ale większość ludzi przed obejrzeniem filmu czyta opis, żeby zobaczyć czy jest w ich guście itd. no i ja właśnie przeczytałam ten i tak zareagowałam, nie musicie bronić filmu, chodzi mi o sam ten fakt jak ten film jest przedstawiony, miałam podstawy, żeby tak zareagować.
Ale co jest przerażające, bo naprawdę nie rozumiem. Seks? Zacytuje samą siebie: "To jest jedna z najprzyjemniejszych części życia człowieka więc zawsze będą o tym kręcić filmy, wystawiać sztuki teatralne, pisać książki, śpiewać piosenki... po prostu."
:)
ależ oczywiście, że jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, aczkolwiek dla mnie wizja oglądania filmu, którego (z opisu tak wnioskuję) tematem jest namowa żony do seksu grupowego nie jest czymś przyjemnym :)
Jak to kazdy ? Jest mnostwo swietnych filmow ktore nie sa o seksie np Szklana pulapka 5 , a lada moment ma wyjsc Ludzka Stonoga 2
Wiec ja sie pytam , co ty bredzisz ?!
A tak serio to nie uwazam aby Pan Giza musial dodawac "kilka oblesnych scen" aby jego scenariusz byl lepszy . Ten film przypomina jeden wielki skecz kabaretowy , a zeby skecz byl zabawny i zrozumialy powinien traktowac o czyms , co jest powszechnie znane , aby kazdy mogl go zrozumiec , dlatego ten film jest o swingowaniu , a nie o mikrochirurgii . Dopoki ludzie chca ogladac gole dupy , dopoty beda o tym robione filmy , bo liczy sie zarobek . Seks , Seks , Seks = Kasa , Kasa, Kasa
Zgadzam się z autorką postu. Częścią każdego projektu "film" jest zachęcenie do jego obejrzenia, dlatego powstają opisy i zwiastuny, ten film być może jest dobry, też jeszcze nie oglądałam, ale zachęcanie mnie "seksem" nie zadziała, bo jest tego za dużo dookoła, dlatego też minus dla twórców filmu - powinni zastanowić się nad strategią marketingową. Ja miałam podobne odczucia po przeczytaniu opisu - próba przyciągnięcia widza jednym narzędziem, które nazywa się "seks"
Czytając wypowiedzi autorki tematu jak i niektórych innych przedstawicielek płci pięknej, które wypowiadały się w tym temacie, dochodzę do wniosku, że kobiety mają jakąś dziwną niechęć do seksu. Dziewczyny, wiem, że nigdy nie próbowałyście tego ze mną, ale ogólnie seks to fajna sprawa. Ja rozumiem, jakby promować film gównem, to też by mnie to odpychało, ale seksem? Przecież to świetny temat i do dowcipów, i do wzbudzania emocji, i do przedstawiania ładnych scen.
Z doświadczenia wiem, że faktycznie kobiety coś jakąś genetycznie zaprogramowaną niechęć do tego seksu mają, że one nie myślą tylko o nim, nie podporządkowują sobie życia pod niego. Dziwne, więc trzeba trochę zmienić świadomość współczesnych kobiet. Mówię wam, seks to fajna rzecz, nie musi was ona odpychać i zniechęcać (no chyba że zostałyście wielokrotnie zgwałcone przez tatę w dzieciństwie, ale to temat na inną dyskusję).
ale co to ma do rzeczy? to jaki ja mam do niego stosunek to moja osobista sprawa, po prostu nie jestem za tym, żeby ten temat pojawiał się dosłownie wszędzie. nie przeszkadzają mi filmy w których pojawia się seks, przecież to część naszego życia, aczkolwiek film PROMOWANY już tym, że będzie tam dużo seksu lub dużo spraw z tym związanych jakoś mnie nie przekonuje a wręcz odrzuca. chodzi też o to na jaką łatwiznę idą twórcy filmów. ale dlaczego nie spróbować rozbawić/zainteresować czymś innym?
no właśnie to że przeszkadza ci ten seks w promowaniu filmów określa twój osobisty stosunek do niego. Te dwie rzeczy nierozerwalnie się z sobą łączą.
Twórcy tak naprawdę promują film tym, co w nim będzie. Obczaj plakat "Swingu", ludzie nadzy, ale pozasłaniani dokładnie, to jak o seksie bez seksu tak naprawdę i dokładnie taki jest ten film - o seksie i bez seksu. Jakby nie patrzeć uczciwe podejście do sprawy, czym mieliby promować innym? Selerem?
A taki plakat do "Spring Breakers" - ciała rozebrane, pozy wyuzdane - jednoznacznie sugeruje, że będzie seks, erotyzm, kicz i to w dużych ilościach - i dokładnie taki jest film.
Nie wiem po co promować film czymś, o czym nie jest, grunt, żeby twórcy uczciwie podchodzili do kuszenia widzów na seans, no i w przypadku "Swingu", czy "Spring Breakers" tak robią, mimo że promują seksem, to po prostu robią to dlatego, że taki film mają.
Kurde, "Oz Wielki i Potężny" nie promują seksem zauważ, mimo że mają ponętne aktorki, to nie wykorzystują ich jako obiektów pożądania, no i też uczciwie, bo scen erotycznych w tym filmie nie ma za wiele, a są za to te wszystkie kolorki i bajkowe obrazki, które widać na plakacie.
Tak naprawdę w dzisiejszych czasach już zazwyczaj marketingowcy szanują na tyle widza, że zwyczajnie promują film tym, czym jest.
I nie masz racji niestety - mój stosunek do tego jest zdrowy i "normalny". Nawet nie wiem do czego to porównać, powiedzmy, że uwielbiałabym jeść jabłka i w większości filmów owe jabłka by się pojawiały. Ludzie jedliby je ostentacyjnie i byłyby one głównym wątkiem filmów. Jestem pewna, że miałabym dość takich filmów, bo to po jakimś czasie przestaje cieszyć, natomiast nie znaczy to, że przestałabym lubić jeść te owoce, niby czemu?
Jeśli seks pojawia się w filmie to nie zakrywam oczu i nie wołam "BEZBOŻNICY UPRAWIAJĄCY SZATAŃSKIE ZABAWY" ani nie odrzuca mnie to, oczywiście, że nie. Aczkolwiek teraz większość filmów robi to niezbyt 'smacznie' i twórcy wychodzą z założenia, że zrobią film 'o seksie' bo wtedy osiągnie sukces. Rozumiem, że to jest temat do śmiechu w naszym społeczeństwie, sama też często śmieję się oglądając zabawne, seksualne wpadki w komediach. I rozumiem, że promują film opisem 'film o seksie' skoro jest o seksie, ale chodzi mi o to DLACZEGO każdy film musi być o seksie i dlaczego to musi się pojawiać wszędzie, dosłownie wszędzie? Przyłapuję się na tym, że jak obejrzę film bez scen erotycznych/dwuznacznych, niebędący animacją/filmem familijnym to jestem w głębokim szoku, bo zawsze musi być chociażby scena niezwiązana z akcją filmu, ale "ważne, że się ze sobą przespali". Dlatego kiedy widzę opis filmu o seksie grupowym to mnie coś bierze, jest tyle ciekawych tematów, po co mówić akurat o seksie, który powinien być choć trochę intymny, no nie wiem, tak przynajmniej uważam ja. Może być scena, dwie, ale po co robić o nim filmy? Gdyby to poruszało jeszcze temat prostytuowania się albo sponsoringu albo czegoś głębszego, jakiegoś problemu. Ale to, że mąż chce naprawic związek seksem grupowym... Mnie nie przekonuje.
Wymień mi jeden film, w którym jedzenie jabłka jest głównym motywem? Jak nie masz takiego, to nie porównuj do seksu.
I nie mów każdy, bo tak samo ja mogę powiedzieć, że każdy film jest o rybactwie, no a z nowości, które oglądałem ostatnio: wspomniany już "Oz Wielki i Potężny", "Mój Rower", "Supermarket", "Pokłosie", "Tajemnica Westerplatte", do tego pewnie "Być jak Kazimierz Deyna" i "Dzień Kobiet" - tych dwóch tytułów nie widziałem, ale też nie reklamują ich seksem i jak już nie sądzę, aby wiele w nim było scen kopulacji, ani gadania o seksie - więc kurcze, nie mów, że wszystkie filmy, bo ci właśnie wymieniłem kilka nowych polskich (poza jednym wyjątkiem) tytułów, gdzie tego seksu nie ma, a filmy i tak są fajne, mają wiele innych rzeczy do zaoferowania.
Jak oglądasz tylko komedie romantyczne i tanie blockbustery, to cóż... takie prawidła tych gatunków są, więc tam jest miłość i sceny miłosne, no bo tak być musi. Pewnie, że do niektórych filmów na siłę wrzuca się wątki romantyczne ("Dark Shadows" chociażby), ale mówienie "dosłownie wszędzie" to gruuuuuuuuuuuba przesada.
I też w "Swingu" nie ma żadnego męża, który chce naprawić związek seksem grupowy, jedziesz ogólnikami, no i dodatkowo nie masz nawet pojęcia o czym właściwie mówisz...