Dobra wiadomość: to nie jest kolejna infantylna polska komedia.
To jest dość niezwykłe połączenie dwóch sztuk teatralnych, z których jedna (z Koterskim) zajmująca jakieś 60% filmu jest zupełnie niezła, natomiast druga (z Królikowskim) kompletnie bez sensu.
Pomysłu przedstawienia dwóch równoległych historii, które nie mają ze sobą żadnego związku - nie rozumiem. Czworokąt Koterski-Liszowska-Ostrowska-Czeczot sam w sobie tworzy spójną i całkiem zabawną historię.
Pewnie, że to nie jest kino na Złotą Palmę w Cannes, ale jest to dobrze zagrane aktorsko, z dobrymi dialogami i fajnym kontekstem.
Tak na marginesie przy zestawieniu tych dwóch filmowych historii widać jak na dłoni róznicę jakościową pokolenia aktorskiego - Królikowski, Kurdej-Szatan i (nieaktor) Oświęcimski wypadają jak pierwszoroczniacy przy profesorach z wymienionej wyżej czwórki.
Trzeba oglądać selektywnie. Koterski - tak. Królikowski - nie