Dałam ocenę "7" ale jest to tak naprawdę ocena za zakończenie (które zawsze było znakiem firmowym Argento) i sceny z syndromem Stendhala. Mało tego, uważam, że jedna z pierwszych scen w galerii Uffizi, gdy Anna wchodzi w obraz, topi się a następnie całuje z tą paskudną rybą :) zasługuje na jeszcze wyższą notę. Co z tego, skoro reszta filmu rozczarowuje.
Już sama postać gwałciciela nie przypadła mi do gustu, w tym sensie, że facet nie jest ani trochę mroczny a raczej komiczny, irytujący, wręcz groteskowy. Sceny z udziałem jego i bohaterki robią się z czasem zwyczajnie nużące. Nie mogłam też momentami oprzeć się wrażeniu, że Asia Argento nie tworzy nic nowego a powtarza rolę z "Traumy".
Brakowało mi niezwykłej, hipnotyzującej atmosfery, tak wszechobecnej w największych dokonaniach Argento.
Podsumowując, uważam, że pomysł świetny, ale jego realizacja już niestety, nie.