uważam, że tak powinna wyglądać prawdziwa ewangelizacja, i że podstawą naszego
działania jest miłość. Było w tym filmie wiele ciekawych świadectw - niektóre nawet
zabawne, inne przerażające czy też po prostu tragiczne. Ale było też w tym dokumencie parę
dziwnych historii, co do których nie jestem pewien, czy wydarzyły się naprawdę... jak ta z
tybetańskimi mnichami, którzy po kilku latach medytacji w samotność, w jaskini rozcinają
sobie czaszki i robią z nich talerze, aby karmić z nich demony... czy też ta historia z
oblubienicą szatana... jak dla mnie jest to ciężkie do uwierzenia... gdyby jakoś udało mi się
potwierdzić prawdziwość tej pierwszej historii o mnichach to na pewno podwyższyłbym
ocenę filmu o jeszcze jeden punkt, ale gdybym się dowiedział, że to było kłamstwo, to
ocena filmu drastycznie by spadła, gdyż w takich filmach, jak ten absolutnie nie ma miejsca
na kłamstwo, czy fantazjowanie...
Tam była chyba mowa o tym, że to tylko wizualizacja w ich głowach z tymi czaszkami, ale, że potem demony pojawiają się realnie. Z tego co zrozumiałam. Ale on podkreślał, może niewystarczająco dosadnie, że rozcinanie czaszki, a potem wkładanie do niej po kolei czesci swojego ciała to wizja, a nie rzeczywistość.
Przynajmniej tak zrozumiałam :)