33 lata minęły od momentu, kiedy Spilberg nakręcił ten film. To już inna epoka, coś, co powoduje, że łezka może zakręcić się w oku. Pewnie niejedna osoba pyta siebie dzisiaj, podczas oglądania "Szczęk", czy wychodzą one zwycięsko z konfrontacji z czasem.
Moim zdaniem, tak. Oczywiście, nie jest to zasługa efektów specjalnych. Z tym aspektem obrazu Spilberga trzeba się zmierzyć. W czasach, gdy filmy są tak skomputeryzowane, nafaszerowane efektami specjalnymi i wszelkiej maści cudami "Szczęki" mogą śmieszyć lub budzić conajmniej politowanie. Znak czasów. 1975! Chciałbym sobie wyobrazić, jakie przerażenie musiał budzić wtedy ten olbrzymi mechaniczny rekin. Dzisiaj, szczególnie ci młodsi, parskną śmiechem. Pewnie nie mniej beztroskiej radości budzą w 2007 roku majaczenia Lindy Blair w roli Regan MacNeil. "Szczęki" radzą sobie i bez tej siły, jaką kiedyś dawał im obraz budzącego strach rekina. Wciąż pozostaje napięcie, świetnie budowane, z kultowym już motywem, który jak żaden inny oddawał (i wciąż oddaje) grozę zbliżającego się niebezpieczeństwa. Ale czy i sam rekin rzeczywiście nie wywyołuje w nas już tego samego lęku, co niegdyś? Czy obojętnie patrzymy na scenę, kiedy jeden z głównych bohaterów powoli ginie w paszczy ludojada?
Jeśli jednak powrócę do "Szczęk" ponownie, to nie zrobię tego dla napięcia, strasznego rekina, czy tych elementów, którymi powinien odznaczać się każdy przyzwoity thriller. Zrobię to z powodu trójki głównych bohaterów: Martina Brody'ego (Roy Scheider), Matt'a Hooper'a (Richard Dreyfuss ) i Quinta (Robert Shaw). Szczególnie dla tego ostatniego. Gdy spojrzę na postaci bohaterów odgrywane obecnie przez hollywoodzkie celebrities, a potem wrócę oczyma wyobraźni do Roberta Shaw'a odgrywającego postać Quinta, to widzę już przepaść nie do przekroczenia, całkowicie inną mentalność. To już człowiek minionej ery. Piekielnie wyrazisty, na swój sposób charyzmatyczny, tonący w opętańczym amoku, a przy tym ludzki. W pewnym sensie jest uosobieniem dawnych dążeń wszystkich awanturników, samotników i poszukiwaczy przygód. Cudownie odegrana rola. Pozostałych dwóch aktorów świetnie dopełnia wyrazistą postać Quinta. Czy może być coś bardziej absorbującego, niż trzy zupełnie odmienne osobowści wspólnie wyruszające naprzeciw zła? No i dialogi, szczególnie między nimi. Jeszcze bez tej odpychającej patetyczności, bohaterskiej pozy późniejszych filmów Spilberga. Błyskotliwe, zabawne i prawdziwe. Czasami, a nawet nie czasami, lecz często, miałem wrażenie, że rekin jest tylko tłem, dodatkiem, który pozwolił zetknąć się tej trójce, dając im coś szczególnego, posmak prawdziwej morskiej przygody. Druga część "Szczęk" była już tylko niezłym thrillerem, pierwsza czymś znacznie więcej.
Jeszcze surowy, nie przesadzony, bez pustosłowia i obfitości fajerwerków. Wciąż przyciąga, szczególnie niezapomnianą kreacją Shaw'a, ale również pozostałej dwójki. "Szczęki" zawsze będą mieć wysoką pozycję w mojej filmotece.
8,5/10
jak dla mnie jest to najlepszy film s. spilberga. Jak juz wspomniano bez nadmiernej patetycznosci jaka towazyszy temu rezyserowi do dawien dawna... Szczeki sa jeszcze (jesli mozna tak nazwac) filmem outsiderowym, reszta niestety dobra ale nie rewelacja. Liczy sie wlasnie wynik calej konfrontacji, tzn; od Tego filmu ludzi boja sie rekinow i wody... I juz w tym stopniu film spelnil w 100% swoje zadanie, dlatego zasluguje na odznaczenie najwyzsze i.e. 10/10.
podpisano wielki fan 'jaws' ktory po raz kolejny skonczyl ogladac ten film i dalej nie moze sie nim nacieszyc! Wielkie kino jesli chodzi o thriller!!!
Wg. mnie pierwszy Jurrasic Park stanowi o klasie SPielberga. Nawet teraz oglądając w TV film się wogóle nie zestarzał. A T-Rex i akcja po wyłączeniu ogrodzenia to największe klimatyczne mistrzostwo jakie widziałem. A efekty dzisiaj też miażdzą:D Ten T-Rex rozwala wsyzstko co mogło się pojawić do 2007.