Ech, robił Lars lepsze rzeczy. I to nie tylko te superpoważne, jak "Przełamując fale" czy "Dogville", ale i "Królestwo", pełne niewymuszonego komizmu. "Szef wszystkich szefów" opiera się wprawdzie na ciekawym pomyśle, ale niestety prawie w całości rozmytym w pseudofilozoficznych dywagacjach. Bo von Trier, owszem, zastrzega na początku, że chodzi tylko o śmiech, ale to raczej przymrużenie oka, swego rodzaju kokieteria i zasłona dymna, że niby tym razem będzie na luzie, więc nie czepiajcie się komediowej formy, ale tak naprawdę nie potrafi wyjść poza swoje uwarunkowania i mam wrażenie, że forma jest tyko pretekstem do rozważań o etyce, odpowiedzialności etc. I - jak często się zdarza w przypadku, gdy twórca sam nie potrafi się zdecydować - nie wyszło ani wystarczająco zabawnie, ani wystarczająco mądrze. Jeśli było zabawnie to tylko w momentach, które automatycznie zabawne być musiały z uwagi na pomysł - kompletna niewiedza fałszywego szefa na tematy firmowe w zderzeniu z konsternacją pracowników. A mądrze być nie mogło, bo to wszystko w sumie truizmy. Poza tym nie za długi jak na dzisiejsze standardy film dłużył mi się bardzo, a przeskakiwanie kadrów irytowało. Przykro mi to pisać, bo von Triera uwielbiam, ale w świetle tego, co o nim ostatnio czytałam (gdzie???), że wpadł w depresję i twórczą niemoc, może lepiej niech faktycznie da sobie na razie spokój, odpocznie i nabierze dystansu.