Od kiedy jakiekolwiek dowództwo przejmuje się, że jakiejś tam mamie zrobi się smutno. Kto ma w ogóle czas sprawdzać takie szczegóły: ilu było braci, ilu pozostało? Kogo to za przeproszeniem obchodzi?
Na wojnie, gdy cudem zbiegniesz z niewoli bądź wielkim fartem ocalejesz w wielkiej masakrze w nagrodę posyłają cię na następną aż do skutku. Dokładnie tak jak wyglądało to z tym Niemcem.
No a finał filmu też mnie zdenerwował. Słowa pod tytułem "zasłuż na to" - jedyna sensowna odpowiedź to "wypchaj się". Czym ten chłopak sobie zawinił, że zobowiązuje się go do spłaty tak wielkiego moralnego długu. Powinien był mu powiedzieć - "Zapij się na śmierć, zmarnuj sobie życie - mam to gdzieś. Ja zrobiłem swoje: ubzdurałem sobie że ratując cię wrócę do domu i jest mi z tym fajnie, a ty zrób z życiem co chcesz".
Technicznie i aktorsko film był OK, ale scenariusz dla mnie bez sensu.
Poczytaj sobie o braciach Niland
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bracia_Niland
Albo o braciach Sullivan
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bracia_Sullivan
No poczytałem, poczytałem. Nie wiedziałem, że w ogóle jest taka zasada ale czy faktycznie respektuje się ją do tego stopnia aby dla jednego człowieka robić taką odyseję?
Zresztą nieważne - w końcu to tylko film.
Tylko film, ale podali, że na FAKTACH.
Dla mnie końcówka faktycznie przesłodzona, ale lądowanie na plaży Omaha w Normandii- majstersztyk.
Co do sensu- dobry tekst padł gdzieś w połowie filmu- "Większość rozkazów dowódctwa jest bez sensu", czy coś w ten deseń. Tak czy owak, na froncie wschodnim dowódctwo aliantów na coś takiego by nie wpadło, ale co kraj, to obyczaj.