Chociaż film ocieka patosem (flaga amerykańska na końcu pięknie o tym świadczy) to jednak jedno w tym filmie jest najistotniejsze. Pamieć o dzielnych żołnierzach walczących dla swych rodzin, przyjaciół i narodu. Oglądajac Szeregowca Rayna co chwila myślałem o moim pradziadku który walczył m.in. pod Monte Casino i aż złość mnie brała jak rzadko sobie o nim przypominam. Bo jeśli nie wspominać takich bohaterów jak żołnierze walczący podczas I czy II Wojny Światowej (czy też wielu innych nam współcześniejszych) to jaki sens ma życie. Za mało o nich pamiętamy, za mało czci im oddajemy, a to właśnie oni jak dla mnie wykazali się szczytem bohaterstwa i męstwa. Wielu z nich szło na pewną śmierć, musieli zachowywać się często wbrew instynktowi przetrwania po to aby misja się udała, wszystko to dla wyższego celu, a pamięć o nich jest znikoma. Można wręcz rzec, po co się starać jeśli szczyt męstwa jakim człowiek może się wykazać tak szybko ulatuje w niepamięć.
Wiem że w Polsce obchodzimy święto niepodległości, święto wojska polskiego, ale podczas tych uroczystości według mnie bardziej skupiamy się na ojczyźnie jako ziemi i granicach o które walczyliśmy, niż o tym co tak naprawdę się liczyło. Żołnierzach, sanitariuszach i wielu innych bohaterach wobec których ojczyzna pojmowana nie jako naród, lecz terytorium nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Trzeba o nich pamiętać i ich czcić bo jeśli tego nie zrobimy sens życia zostaje zatracony.