Mój numero uno jeśli chodzi o filmy. Tytuł ten wyznaczył nowe standardy jeśli chodzi o ukazanie brudnego realizmu wojny.Technicznie mistrzowski,aktorsko także,fabularnie lekko naciągany momentami,jednak klimatyczny jak cholera. Oglądałem go pewnie z 30 razy i ciągle chętnie do niego wracam. Niezapomniana sekwencja ladowania na plaży Omaha oraz kapitalnie zrealizowana ostatnia bitwa o most w Rammelle (dla niewtajemniczonych to fikcyjne miasteczko stworzone na potrzebe filmu). Owszem tu u ówdzie jest pokazany patos, jednak nie jest nachalny i nie przeszkadza w odbiorze filmu. Owszem można mówić że to bajeczka....nawet jeśli, to jest zrealizowana po mistrzowsku...Wszystkie filmy wojenne ukazujące się już po nim zawierały i będa zawierać pewne elementy,zastosowane po raz pierwszy właśnie w Szeregowcu Ryanie. Jeden z bardzo niewielu filmów które dostał ode mnie 10/10 i serduszko :D
W Twojej wypowiedzi zostało podane wszystko to ,co sama chciałabym powiedzieć . Zgadzam się w 100 procentach. Ja również oglądam film po raz n- ty, ale jakoś nigdy nie opuszczam seansu w TV. Za każdym razem porusza najgłębsze zakamarki duszy i zmusza do przemyśleń . W całość mistrzowsko wpisuje się cudowna muzyka Johna Williamsa, która stwarza swoisty klimat i dzięki której zawsze ten film będzie się pamiętać . Cieszę się, że " Szeregowiec..." ma tylu miłośników i jego popularność nie maleje. Dla mnie to też numer 1 od dawna. Pozdrawiam
I na koniec "Hymn to the Fallen". Coś pięknego. Zawsze muszę wysłuchać do końca. Jest niesamowity i porywający.
Williams odwalił kawał świetnej roboty, właśnie końcowy "Hymn to the Fallen" chwyta za serce ;)
10 / 10.
Miałem przyjemność oglądać ten film gdy była jego premiera czyli już kilka ładnych lat temu.
I wówczas rozmach i ogrom tego dzieła wtłaczał człowieka w fotel.
Po seansie przeżycie było tak głębokie że prawie brakowało tchu.
Spielberg ma wrodzony dar doboru właściwej obsady i szczęście do współpracy z takimi artystami jak chociażby John Wiliams.
Bez mała muzyka w tym filmie dopełnia obraz idealnie i stanowi osobne wielkie epickie dzieło.
Dziś już nikt nie potrafi stworzyć takiego kina jak Spielberg w Szeregowcu...
Pamiętam że wtedy zwrócił moja uwagę Jeremy Davies w roli kaprala Uphama.
Młody sympatyczny aktor i jego wspaniała rola, szkoda że z biegiem lat trochę o nim ucichło.
Masz rację,do dziś pamiętam te odczucia jakie zawładnęły mną po seansie...były bardzo silne...moment gdy podchodzą do matki aby oświadczyć jej że trzej synowie zginęli i to jak zareagowała,wycisnął ze mnie potok łez..