cytat z mędrca:
" jeśli jakiś element narracji jest fałszywy, to całość jest fałszywa".
Wpoczątkowej scenie filmu pokazana jest śmieć żołnierza Ryana ( jednego z braci naszego późniejszego bohatera) i w chronologicznej sekwencji (na drugi, trzeci (?) dzień) dowództwo w USA wie już o śmierci braci Ryan z wyjątkiem jednego. Jest to niemożliwe aby na drugi czy któryś dzień ktokolwiek wiedział o śmierci jakiegoś żołnierza Ryana.
żołniere na wojnie noszą przy sobie blaszki identyfikacyjne. Gdy zginą, służba sanitarna zbierając zwłoki zbiera te blaszki identyfikacyjne i przekazuje dowódcy danego zabitego żołnierza. Dowódca zbiera te blaszki przez jakiś czas i potem przekazuje do naczelnego dowództwa. I tam, po wielu dniach a nawet tygodniach notowana jest śmierć żołnierza i zawiadamiana jest jego rodzina. W armii amerykaśskiej nazwisko Ryan było pospolite i było wielu żołnierzy o tym nazwisku. Stąd w filmie nieporozumienia z jakimś innym Ryanem , nie tym właściwym. W filmie od razu dowództwo w USA wie o śmierci braci Ryanów.
Głównodowodzący w USA rozkazuje tego jedynego "naszego" Rayana uratować. I tu są liczne fałsze rzeczowe i historyczne. Głównodowodzący podczas tak ważnej operacji strategicznej nie ma czasu na zajmowanie się nazwiskami poszczególnych żołnierzy. Służba wojskowa jest obwiązkiem obyatela i żadna pojedyńcza osoba , nawet prezyent USA nie może zwolnić nikogo od tej służby. Głównodowodzący może jedynie przenieść poszczególnego żołnierza na mniej niebezpieczny odcinek . np. na tyły. Może dać żołnierzowi urlop specjalny. Nie może go jednak "zwolnić z wojny"!
Jest zupełnie bezsensowne wysyłanie przez głównodowodzącego grupki komandosów u Hanksem na czele w celu znalezienia i uratowania szeregowca Ryana. W każdej armii świata istnieje system przekazywania wiadomości - poczynając od poczty polowej a kończąc na rozkazach i meldunkach z frontu. Bez tego armia i wojna nie może istnieć. Jeśli głównodowodzący postanawia (choć nie ma do tego prawa) uratować jakiegoś Ryana to wysyła rozkaz do dowódcy tegoż Ryana i ten poleca Ryanowi aby "się wycofał". Jeśli rozkaz jest bardzo pilny to w ciągu paru godzin osiąga dowództwo frontowe i Ryana. Może też wysłać rozkaz pocztą pułkową czy inną drogą zgodną z tzw. "łańcuchem dowodzenia". Wysyłanie komandosów jest bezsensem. Poza tym musieli by oni i ich dowódca Hanks, wiedzieć dokładnie gdzie znajduje się jednostka Ryana. lub nadrzędna formacja wojskowa. Tymczasem Hanks błądzi ze swą grupką a nawet wdaje się w walki i zdobywa stację radarową (nb. Niemcy nie mieli takiego radaru jak Anglicy!). Nigdy oddział specjalny wysłany dla wykonania jakiegoś nadrzędnego zadania nie może wdawać się w cokolwiek innego jak tylko dążyć do wykonania swego zadania. A więc musi unikać walk!
Końcowe sceny przy moście też są dosyć amatorskie. Jeśli oddział ma bronić mostu przed spodziewanym natarciem czołgów to jego podstawową bronią są i musiałyby być miny przeciwpancerne Tylko miny oraz rusznice przeciwpancerne (słynne amerykańskie "bazooka" ) potrafią powstrzymać czołgi. Majsterkowanie ze szmatami ze smołą przylepianymi do czołgów wroga jest raczej śmieszne - to już lepiej butelki z benzyną, jak wypróbowane przez powstańców warszawskich. Mam nadzieję, że konsultant-ekspert do spraw wojskwych, chyba obecny przy kręceniu "Szeregowca Ryna" podał się do dymisji na znak protestu.
Jako absolvent łódzkiej Szkoły Filmowej zauważyłem też sporo blędów warsztatowo -reżyserskich. Niedopuszczalne warsztatowo jest zmienienie postaci bohatera przy realizowaniu metody dramaturgicznej jaką jest retrospekcja. Na początku filmu widzimy starszego pana zwiedzającego cmentarz żołnierzy w Normandii (nb, nie do przeoczenia jest wśród krzyży ta gwiazda Dawida, chyba na zasadzie "product placement" zażyczona przez producentów).
Widz przywyczajony już trochę do tego starszego pana, wprowadzony jest w przeszłość na zaadzie retrospekcji i ogląda cały film oczami Hanksa , myśląc , że to on właśnie był tym starszym panem na początku filmu. Widz dziwi się , że Hanks w końcu filmu umiera i oto na samym końcu widzi znowu starszeo pana i zgaduje , że jest to właśnie sam uratowany szeregowiec Ryan.
Tak się należycie nie reżyseruje filmów . Warsztat dramnaturgii filmowej ma swoje reguły. Retrospekcję ma dany protagonista i wracając z przeszłości do początku narracji pokazuje się tego początkowego protagonictę po pokazaniu jego przygód w przeszłości.
Widać , że Spielberg nie był w łódzkiej Szkole Filmowej.
Szkoda, bo zamysł filmu był bardzo humanistyczny...