Clint Eastwood w sposób chyba niezamierzony (a może...) dokonuje tutaj rzeczy niezwykłej i paradoksalnej - mając na celu "odbrązowienie" amerykańskich żołnierzy - bohaterów, odarcie ich z aury nieznośnej wzniosłości i niezwykłości, osiąga cel zupełnie odwrotny - tworzy kolejny, niemniej epicki, mit, w którym chce ukazać ich jako "zwyczajnych chłopaków z sąsiedztwa". W konsekwencji film, który miał być, jak mi się zdaje, anty - bohaterski, mówi nam po raz kolejny o niezwykłości narodu amerykańskiego.