Na początku miałem wrażenie, że Lubaszenko po latach uznał, że jego debiut nie był filmem takim, jakiego oczekiwał, jakiego chciał. Że postanowił nakręcić go raz jeszcze. Zastanawiałem się, ile w tym sensu, czy warto serwować raz jeszcze to samo, kubek w kubek. Co najgorsze niestety potem już kopii nie ma, potem rzeczywiście pojawiają się świeże pomysły. I to wypada już strasznie. Nie chodzi o sam scenariusz nie tylko na siłę ugrzeczniony, ale i dużo prostszy i stosujący dużo durniejsze pomysły, nie chodzi o dialogi, w których na każdym miejscu wpychane są w usta bohaterów jakieś czy to przebrzmiałe, podniosłe frazesy czy denne grepsy, przede wszystkim strona techniczna leży i kwiczy. Od zdjęć, z tą zupełnie niezrozumiałą, idiotyczną manierą nakładania jakiś kolorowych filtrów na ekran aż po kolejne, po 'Bitwie', beznadziejne udźwiękowienie Dębskiego. I efekt końcowy jest straszny. Miałem nadzieję, że choć Lubaszenko nie pójdzie za stadem i nie zanurzy swoich komedii w gównie. Nawet pierwsze sceny tego jeszcze nie zapowiadały; owszem, film od początku sugerował małą ambicję i brak pomysłu, lecz może coś dałoby się uratować jakąś czwórczynę. A tak poważnie zastanawiam się, czy dwa to nie za dużo...