Podchodziłem do Sztosu bez uprzedzeń typowych dla tzw. dokrętek, gdyż pierwsza część nawet mi się podobała. Druga część jednak to totalna porażka, zrobiona ni siłę, bez zamysłu, koncepcji i przemyślenia. Szkoda, bo scenariusz historii dwóch oszustów chcących wykiwać ubeków osadzona w realiach stanu wojennego mógł wypalić. Tymczasem mamy męczących się w bólach aktorów, których twórcom filmu udało się zgromadzić całkiem szacowne grono. Niestety wypadają oni fatalnie. Wg mnie tylko Pazura wychodzi w typowym dla siebie stylu obronną ręką. Nieco gorzej Szyc, nie siląc się na wspinaczkę na aktorskie wyżyny. Pozostali, na czele z Panami Lubaszenko, Lindą, Józefowiczem, Milowiczem, Nowickim, pokazali się od najgorszej strony. Scena balangi wprost żałosna, na miejscy jej odtwórców, zapadłbym się pod ziemie, nawet uwzględniając to, iż to jednak scena filmowa. Do końcówki dotrwałem tylko dzięki temu, iż wspomniana historia mogła być ciekawa. Quo vadis polskie kino?