Myślę, że film przede wszystkim zadaje pytanie, czy warto inwestować w miłość i uczucia. W ogóle empiryczną sferę życia. W coś co jest niezależne od nas, co nam się opiera i niejednokrotnie działa nam na złość. Czy czasem nie jest bezpieczniej dla człowieka żyć zdając się na czysty racjonalizm? Stawiać na dobrą pracę, realizację siebie, maksymalizację zawodowych sukcesów i odejście z tego świata jako osoba, która zostawiła po sobie jedynie sukces? Czymże są ulotne uczucia i wspomnienia, których nie przeniesiemy ze sobą po śmierci, przy szansie na wybudowaniu pomnika trwalszego niż ze spiżu?
Miłość to spacer po linie; przynosi wiele chwil szczęścia, ale i cierpienia. Czy zatem warto wkręcać się w ten ryzykowny i całkowicie nieracjonalny interes? Siadać na karuzeli i przy każdym okrążeniu albo się uśmiechać albo wymiotować? Widzowie sami ocenią, czy warto kochać i oddawać się uczuciom. Czy warto dawać sobie chwile raju, by potem ryzykować najgorszymi krzywdami, czy żyć zwykłym, ale stabilnym życiem w którym odpowiadamy tylko za to co możemy kontrolować?
Ten film doskonale pokazuje dwie strony medalu szukania szczęścia w miłości. Zabiera widza na emocjonalny rollercoaster, a w półtoragodzinnej podróży również i jego stawia przed wyborami. Jak zachowałby się w danej sytuacji, co by wybrał, co doradził... niesamowitość tego seansu leży też w tym, że dzięki sytuacjom przedstawionym na ekranie poznajemy też siebie: swoje wartości, swoje poglądy i swoje uczucia. Wszakże każda z ukazanych w filmie sytuacji może się wydarzyć w naszym życiu.
Myślę, że ta produkcja znacznie lepiej niż Tinder, czy inna randka w ciemno pokazuje, czy my osobiście jesteśmy gotowi na miłość i czy w ogóle jej chcemy i potrzebujemy. Czy jesteśmy gotowi na to, by smakując raju codziennie spacerując do niego po linie, wiedząc że kiedyś i tak z niej spadniemy?
Od strony aktorskiej zachwyciła mnie Florence, która pomimo zaledwie 29-lat perfekcyjnie potrafiła zagrać kobietę, wykraczającą dojrzałością daleko poza wiek aktorki. Dodatkowo zaimponowała mi łącząc w jednym filmie przeróżne etapy z życia w każdym prezentując zupełnie inny obraz swojej postaci. Od naiwnej nieco ekscentrycznej dziewczyny, po napaloną furiatkę, aż do pewnej siebie i ambitnej matki. Skala przemian i różnicy zachowań przy zachowaniu niezwykłej autentyczności głównej bohaterki robi ogromne wrażenie. W mojej opinii nie ma aktualnie bardziej banalnego sposobu, by poruszyć Akademię niż przedstawienie na ekranie kryzysów związkowych poprzez emocje aktorów i wzruszającą historię wzlotów i upadków. Natomiast w tym filmie wyszło to perfekcyjnie, bez podlania patetycznym sosem.
Rolę Garfielda trudno jest mi oceniać, bo... no gra po prostu siebie. Szkliste oczy, nieco introwertyczny momentami wręcz autystyczny charakter postaci, parę skromnych uroczych uśmiechów. Znamy to. Pokazał nam utarty schemat odgrywanych przez siebie charakterów w ostatnich latach. Czy idealnie odnajduje się również i w tym filmie? No pewnie, że tak! Ale nie jest to rola, która może rzucić nowe światło na talent aktora. W przeciwieństwie do jego ekranowej partnerki.
Filmowi dałbym 10/10, gdyby nie początek relacji i naciągany do granic możliwości motyw przeznaczenia przy zawiązywaniu relacji głównych bohaterów. Już na wstępnie sceny przedstawiające poznanie się pary bohaterów wydawały mi się odrealnione i po prostu sztuczne. Pierdyliard zbiegów okoliczności w kilku scenach i relacja, której sens jest szerzej nieznany. Brak zapoznania widza z tym, co ich w sobie urzekło. No chyba, że dobry seks wystarczył ;) ale może tak to w życiu jest; spędzasz z kimś życie, a decydującym czynnikiem jest zaledwie odpowiedni kontakt wzrokowy przy pierwszym spotkaniu.
Ta natchniona metafora jest tak głupia że aż musiałam skomentować. Naprawdę kogoś uszczęśliwia oglądanie reklam? Reklamy to marzenia, cos nieosiągalnego czego masz pragnąć. A szczęście to spokój i satysfakcja, zupełna odwrotność reklamy. Ciekawego czy cały film to wydmuszka która fajnie brzmi jak nie pomyślisz…
Ja kompletnie nie pomyślałam o pytaniu "czy warto inwestować w miłość i uczucia". To oczywiste, że tak się dzieje. W końcu nie żyjemy samotnie w jakiejś jaskini. Film przede wszystkim pokazuje słodko gorzkie życie, w przeciwieństwie do typowych romansideł. A w życiu nigdy nie można kontrolować wszystkiego. Tak jak nie można żyć bojąc się i podporządkowując swoje życie potencjalnym najgorszym chwilom
A to ja w takim razie się nie zgodzę, że to jest oczywistość. Na szali w życiu są inne aspekty, które sprawiają, że miłość i uczucia potrafią wylądować na dole, a kariera, rozwój, czy ambicje na górze. Ten film uważam, że mocno racjonalizuje obraz życia i stawia widza przed dylematem: chcesz na własne życzenie spacerować po linie i narażać się na naprzemienny ból ze szczęściem w najbardziej niespodziewanych momentach, czy może wybierzesz samego siebie, minimalizm, bezpieczeństwo i otoczysz się przed światem skorupą. Myślę, że omawiany przez nas obraz pokazuje dwa skrajne oblicza miłości pokazując widzom, którzy stoją na początku swojej drogi życia, na co się piszą wybierając ścieżkę wspólnego życia z kimś obcym. Obrazuje to obłędnie i w sposób rzeczywisty. Bez podlania patetycznym sosem.
Filmu nie widziałem jeszcze, mam go na dziś wieczór, więc co do niego się jeszcze nie wypowiem, ale twoje przeciwstawienie miłość kontra inwestycja w siebie, kariera czy coś w tym stylu, gdzie tę drugą kwestię przedstawiasz jakby była stabilna, przewidywalna, zależna tylko od siebie, a miłości jako coś niestabilnego zależne od drugiego człowieka. No nie, obie kwestie są do siebie podobne, możesz zainwestować w "karierę" kształcić się poświęcać, a na końcu i tak nie odniesiesz żadnego sukcesu, obudzisz się sfrustrowany, samotny, możesz rozkręcić biznes poświęcić na niego tysiące godzin, a na końcu jakiś Trump podniesie cła i twój biznes pójdzie z dymem, a ty zostaniesz nie tylko z niczym ale z wielkimi długami. Na każdy 1 sukces, jest 100 innych którzy go nie odnieśli - tak i w biznesie, karierze czy miłości. Ba, możesz i nawet odnieść sukces, ale w końcu i tak uznać, że w sumie to nie było nic warte. W każdym razie żyjąc w społeczeństwie zawsze jesteś od czegoś zależny, w miłości od drugiej osoby, a biznesie od innych często nieznanych ci nawet osób, których działania wpływają na ciebie.
Myślę że warto kochać bo to jest warte więcej niż cokolwiek innego w życiu miłość jest piękna ulotna ale ile pięknych chwil potem zostaje z nami
Miłość to nie tylko seks a kompromisy,pomóc,zaufanie,randki,wycieczki,problemy,kłopoty i rozwiązywanie ich wspólne życie obok siebie