Boże, nie pamiętam kiedy ostatnio jakiś western oglądałem (chyba, że w ten gatunek wpiszemy "3:10 do Yumy"). Dlatego, gdy zauważyłem w gazecie telewizyjnej, że leci na dwójce western z świetną obsadą i reżyserem trylogii "Spider-Man" oraz "Evil Dead", uznałem, że można obejrzeć. I nie żałuję, gdyż spędziłem czas bardzo przyjemnie mimo faktu, że więcej w tym filmie wad niż zalet. Po pierwsze - kiepski scenariusz. "Szybcy i martwi" są do bólu przewidywalni, a bohaterowie czarni albo biali. Co ciekawe o tym, że film Raimiego jest pastiszem dowiedziałem się... dopiero po obejrzeniu. Szczerze mówiąc nie zauważyłem tutaj żadnych elementów, które miałyby być parodią gatunku. Albo zbyt bardzo przyzwyczaiłem się do komediowych pastiszów a'la filmy Wrighta i Rodrigueza, albo zostało to źle zaakcentowane przez reżysera. Może trochę boleć fakt, że mimo świetnej obsady, nie udało się aktorom stworzyć jakichś świetnych ról. Nie mogę nic zarzucić Gene'owi Hackmanowi oraz dopiero co stawiającymi swe pierwsze kroki w świecie Hollywood Russelowi Crowe oraz Leonardo DiCaprio, że źle zagrali. To były dobre role, najbardziej przypadła mi do gustu postać Crowe'a, aczkolwiek nie pomyślałbym nigdy, że są to aktorzy Oscarowi (z tej trójki tylko Leosiowi, mimo sporej ilości nominacji, nie udało się go nigdy zdobyć). Co do DiCaprio - wyglądał tu jak 12-latek. Cieszę się niezmiernie, że zerwał ze swym imagem lovelasa, jego wygląd w tym filmie chyba przyczynił się do zatrudnienia go przy "Titanicu" oraz "Romeo i Julii". Niesamowicie irytowała mnie bohaterka, którą zagrała Sharon Stone, nienawidzę postaci, które w scenariuszu brzmią jak bezlitośni skurwiele, a w filmie wychodzą płasko i bez ikry. Ale co ciekawe, historia mnie naprawdę wciągnęła. Z zainteresowaniem śledziłem losy postaci i mimo nie najlepiej napisanej historii, jednak się nie nudziłem. Świetna była również warstwa techniczna, zdjęcia Dante Spinottiego na bardzo wysokim poziomie, a scenografia była wspaniała. No i mimo wszystko "Szybcy i martwi" to bardzo klimatyczny film. Szkoda, że okazał się box office'ową klęską. Obraz Raimiego nie sprawdza się w roli pastiszu, ale w roli umilacza czasu jak najbardziej. Swoją drogą chętnie obejrzę sobie kiedyś "Evil Dead", lubię takie camp horrory ]:-> 6+/10